Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

Dobry i zły...

Policjant, który przyjmował moje zgłoszenie w piątek był miły. Wprawdzie po rozmowie ze mną stwierdził, że nie ma po co przyjeżdżać, ale po rozmowie z Markiem zmienił zdanie i wszystko załatwiliśmy dość sprawnie. Stwierdzam to zwłaszcza po dzisiejszym dniu. Zaproponował różne rozwiązania, powiedział co robić itd. Może widząc zaryczaną babę, której ktoś zrobił wrednego psikusa stwierdził, że nie będzie jej dodatkowo stresował.  Chwała mu za to, bo jak się okazuje nie wszyscy mają tyle taktu. Wczoraj wieczorem policja powiadomiła mnie, że skradziona tablica się odnalazła. Znaczy nie sama tylko ktoś znalazł i przyniósł na komisariat. Powiedzieli mi tylko, że muszę się zgłosić osobiście na komendę i ją odebrać. Nic więcej - ani konkretnej godziny, ani osoby czy pokoju, do którego powinnam zapukać. Zaznaczam, że zrobili to w niedziele około godziny 19 - podjechali samochodem pod mój dom - więc logicznie stwierdziłam, że odbiorę tą tablicę następnego dnia rano, czyli dzisiaj. Zanim dostał

Może i mój cyrk ale czyje są te złośliwe małpy...

Zaczniemy od rzeczy miłych i dobrych. Wczoraj byłam na kolejnej wizycie u pana doktora i oczywiście u mnie i u dzidzi wszystko dobrze. Porozmawialiśmy o mojej pracy i jej wpływie na  moje zdrowie i zdrowie Dzidzi. I na razie decyzja jest taka, że jeszcze nie idę na żadne zwolnienie. Dzisiaj zaniosłam szefowi zaświadczenie od lekarza, że jestem w ciąży i dogadaliśmy się co do nadgodzin. Znaczy to, że żadnych nadgodzin robić nie muszę, a nawet nie powinnam zgodnie z prawem. Po tej rozmowie poszłam na swój dział, a mój ulubiony kolega Maciej jak tylko mnie zobaczył oświadczył, że jutro go nie ma i będę z takim innym kolegą Rafałkiem, który jest zakręcony jak ruski czołg. Ja mu na to, że chyba nie, bo ja nadgodzin, robić nie mogę a soboty to właśnie nadgodziny. No i się zaczęło. Wściekł się, powiedział, że ja miałam urlop a on nie (a kto mu zabronił iść na urlop) to tą jeszcze jedną sobotę przepracować mogę, że on sobie wczoraj z szefem uzgodnił i jego nie interesuje, mam przyjść i tyle.

Under pressure...

Chodzi za mną ostatnio piosenka Davida Bowie... W myślach słyszę pierwsze dźwięki i aż cała się bujam. Do tego piękny głos Gail Ann Dorsey (um baba be) i już jestem cała szczęśliwa. I w końcu przestaję się czuć "under pressure" (dla Ślifki - pod presją).   Ostatnie dni to dla mnie ciągłe zmęczenie. Przede wszystkim pracą, która zwyczajnie daje mi w kość, ale też ciągłymi mdłościami, które towarzyszą mi niemal przez cały dzień. Rano budzę się i od razu czuję się ble, w ciągu dnia to uczucie pojawia się i znika. A najgorzej jak dopada mnie ponownie wieczorem, kiedy wracam do domu i próbuję zjeść obiad a nie mogę i tylko go skubię. Teściowa na to patrzy i kręci głową - no zjedz coś, przecież musisz jeść...  Codziennie wieczorem patrzę na swój brzuszek i zastanawiam się czy już coś widać. Rano, po tym jak w nocy wstaję i sikam litrami niemal zasypiając przy tym na klopku, po wszelkim brzuszku nie ma śladu, zostają tylko fajne ciążowe cycki :D W niedziele miałam mały zjazd z

Granica

Przypomniało mi się jak kiedyś pisałam, że dziecko jeszcze nie bo praca, bo niegotowa jestem, bo nie wysiedzę w domu i jeszcze jakieś inne ale. Dzisiaj jak o tym myślę, uświadamiam sobie jak głupie i naiwne było moje myślenie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jak obecnie wygląda sytuacja u mnie w pracy. Jeszcze parę tygodni temu myślałam, że wrócę po urlopie, jakoś przetrwam sezon a potem spokojnie dotrwam do porodu, żeby za wcześnie nie iść na zwolnienie, bo w domu mnie szlag trafi. Tymczasem okazuje się, że stanie na nogach przez osiem godzin dziennie nie jest tym co tygryski w ciąży lubią najbardziej. Zwłaszcza jeśli taki tygrysek ma rano wstręt do wszelkiego jedzenia, a po południu zjadłby prosiaczka pieczonego w Kubusiowym miodzie. Do tego przez cały dzień nie ma nawet czasu, żeby choć na chwilę spokojnie usiąść na tyłku. To wszystko byłoby do przeżycia, gdyby była jakaś normalna atmosfera w mojej pracy. Tymczasem okazuje się że dla mojego kolegi Macieja współpraca oznacza nie mówienie

Proza życia

Na samym początku ciąży moje niedowierzanie brało się między innymi z faktu, że nie dokuczały mi żadne typowe objawy. Ostatnio jednak co rano, zamykam lodówkę zanim jeszcze ją na dobre otworzę i czym prędzej uciekam. Nie wymiotuję, ale i tak do godziny 10 wszystko jest ble, nawet moja ukochana kawa zbożowa. W poniedziałek zaś, rano wprawdzie było dobrze, za to jak wróciłam do domu i chciałam zjeść obiad musiałam skapitulować. Kilka kęsów i ewakuacja z kuchni. Najśmieszniejsze jest jednak to, że kiedy już przechodzą mi mdłości dopada mnie głód. W ten sposób od godziny 11 do 17 burczy mi w brzuchu, nawet jeśli co chwilę coś przegryzam. Zaczęłam jeść więcej owoców - codziennie jakiś banan albo brzoskwinie, nektarynki - to co mi akurat wpadnie w oko. W pracy niestety wcale nie jest tak jak sobie wymyśliłam. Oczywiście na podstawie zeszłorocznych doświadczeń doskonale wiem co oznacza "sezon". Myślałam - nie będę dźwigać i będzie wszystko dobrze. Zapomniałam jednak o całych dnia