Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

Dla Ciebie wszystko...

Zaczęło się od czekania. To znaczy, ogólnie wszystko zaczęło się o wiele wcześniej, to jednak ta historia swój początek ma w czekaniu. Najpierw na magiczną datę, potem na to, żeby wreszcie było po. W poniedziałek, 18 marca pojechaliśmy do szpitala, bo niepokoiło mnie to, że Dzidek bardzo mało się rusza. Po wcześniejszych kłopotach z tętnem wolałam jechać i sprawdzić, czy na pewno wszystko jest dobrze. Ktg wyszło dobrze, ale byłam już po terminie więc zostawili mnie w szpitalu. Nie będę Wam opisywać jak rodziłam, bo to historia dla ludzi o dość mocnych nerwach. Grunt, że po ponad 15 godzinach męki, w końcu zdecydowano o CC - przyczyna - niewspółmierność porodowa. Tłumacząc na polski - rozwarcie zatrzymało się na 7 - 8 cm, szyjka trzymała, młody nie chciał zejść do kanału... Gdy lekarz wyjmował Kubę, usłyszałam tylko: nic dziwnego, że nie chciał się urodzić, cztery kilo jak nic (dokładnie 4,250) po czym okazało się, że dodatkowo był owinięty pępowiną. Cieszę się, że dla niego wszystko

Rodzić w takim pięknym kraju

Ciekawskich uspokajam - nadal w dwupaku, chociaż nie znam dnia ani godziny... Codziennie pytam Młodego - kiedy się wybierasz?? Ale On w odpowiedzi co najwyżej fiknie mnie tam, gdzie mu akurat wygodnie i dalej spokojnie pływa w brzuszku. Codziennie śledzę czy się rusza, kiedy i z jaką intensywnością, bo po tym pobycie w szpitalu został mi podskórny lęk, czy na pewno dobrze mu tam, gdzie jest, czy nie lepiej by było, gdyby już lulał się przy cycku. Wiem, że Ten Dzień zbliża się wielkimi krokami, bo brzuszysko już opadło, mnie zaś dopadły humory i smaki jakich wcześniej u siebie nie podejrzewałam (biedny Marek). Kubuś już też chyba ma mniejsze pole manewru, bo zamiast urządzać sobie boisko dookoła brzuszka wierci się i kokosi. A ja już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę moje Słońce. Wszystko to zaś w cieniu durnych przepisów, którymi w Roku Rodziny (wg naszego rządu oczywiście) obdarzyli nas - przyszłych rodziców urzędnicy. Siedzę i czekam, ale zamiast cieszyć się, że już prawie, zasta

Ekstremalnie

Jeszcze się nie skończył ten tydzień, a już dostarczył masę emocji i wrażeń... We wtorek miałam wizytę kontrolną u gina, ostatnią już przed "godziną zero". Myślałam sobie - posprawdza, czy Młody się już wybiera, czy jeszcze się nie śpieszy i będziemy sobie czekać na Dzidka spokojnie w domu. Tymczasem okazało się, że tętno dzidziusia jest niskie i skierował mnie do szpitala na kontrolne badania, żeby sprawdzić, czy dziecię moje nie owinęło się pępowiną, ogólnie jak sam zaznaczył - żeby dmuchać na zimne... Nie muszę chyba pisać, że przez głowę przewinęło mi się milion myśli... Pojechaliśmy do domu po torbę z rzeczami i do szpitala. Porobili badania różne, poobserwowali... Na szczęście wszystko jest dobrze, tętno się poprawiło, więc wypisali mnie wczoraj do domu. Czterech lekarzy ginekologów w sumie moje wyniki oglądało (ten co robił badania, ordynator, mój prowadzący gin i jeszcze taki znajomy taty specjalnie przyszedł) więc skoro wszyscy zgodnie stwierdzili, że nic niepokojąc

Rozmowy nocą z bonusem

Jeśli nie wiecie, to Was uświadamiam - jestem gadułą, a Marek wręcz przeciwnie. Niech Was więc nie zdziwi, że nasze wieczorne rozmowy wyglądają dość osobliwie. Bo chyba każda kobitka tak ma, że czasem zbiera jej się na gadanie o różnych różnościach, a facetom niekoniecznie. Na dodatek Marek jest śpiochem (oj tak, wypoziomuje się i już chrapie) więc nasze pogaduchy czasem wyglądają tak: - Kochanie...? - Mhhhmmm... - Wiesz, tak sobie myślę...., a Ty?? - Mhhhmmm... - To znaczy?? - Mhhhmmm... - Śpisz??!! - Mhhhmmm... - Aha... :/ - Mhhhmmm... W tym momencie przeważnie daję za wygraną :D Nie znaczy to jednak, że wszystkie nasze "rozmowy" są takie... rozbudowane. Ostatnio w czasie takiej prawdziwej rozmowy usłyszałam bardzo ważne słowa: - (Ja) Nie sądzisz, że teraz, kiedy będziemy mieli dziecko jesteśmy ze sobą bardziej związani, niż jakimikolwiek przysięgami?? - (Marek) A ja czuje, że my już od dawna jesteśmy związani do końca życia... I powiedzcie mi -