Granica

Przypomniało mi się jak kiedyś pisałam, że dziecko jeszcze nie bo praca, bo niegotowa jestem, bo nie wysiedzę w domu i jeszcze jakieś inne ale. Dzisiaj jak o tym myślę, uświadamiam sobie jak głupie i naiwne było moje myślenie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jak obecnie wygląda sytuacja u mnie w pracy. Jeszcze parę tygodni temu myślałam, że wrócę po urlopie, jakoś przetrwam sezon a potem spokojnie dotrwam do porodu, żeby za wcześnie nie iść na zwolnienie, bo w domu mnie szlag trafi. Tymczasem okazuje się, że stanie na nogach przez osiem godzin dziennie nie jest tym co tygryski w ciąży lubią najbardziej. Zwłaszcza jeśli taki tygrysek ma rano wstręt do wszelkiego jedzenia, a po południu zjadłby prosiaczka pieczonego w Kubusiowym miodzie. Do tego przez cały dzień nie ma nawet czasu, żeby choć na chwilę spokojnie usiąść na tyłku. To wszystko byłoby do przeżycia, gdyby była jakaś normalna atmosfera w mojej pracy. Tymczasem okazuje się że dla mojego kolegi Macieja współpraca oznacza nie mówienie mi o niczym a potem robienie pretensji, że coś nie zostało zamówione, albo że coś innego jest a ja tego nie sprzedałam, bo nie wiedziałam że on gdzieś położył. Sorry ale wróżką nie jestem, a zamiast skrzydełek prędzej mi rogi z ogonkiem wyrosną. Szef ostatnio jest dla mnie jakiś milszy - tak było gdy naciągnęłam sobie coś w nodze i przez trzy dni chodzić nie mogłam. Chodzić nie mogłam ale do pracy przychodziłam, bo wiedziałam, że jest ciężko i chociaż stojąc przy kasie pomogę. Szef chciał mnie do lekarza wysłać, kolega Maciej natomiast jeśli go nie poprosiłam to nic za mnie nie zrobił. Za to ofukał, że zamówienie niekompletne wysłałam, bo nie przeszłam się po półkach, żeby sprawdzić czego jeszcze brakuje. No sorry - chyba widział, że chodzić to ja akurat siły nie miałam, a sam kręcił się na wszystkie strony tylko nie do tego, co akurat było potrzebne. I oczywiście dopiero po czasie pomyślałam, że zamiast męczyć się z tą nogą, bo roboty dużo, mogłam na serio pójść do tego lekarza i wypiąć się na nich zwolnieniem.
Robiąc taki końcowy bilans zysków i strat (jak to ja ekonomistka) wnioski są takie: zamiast się męczyć, stresować i denerwować co w moim stanie jest niewskazane zastanawiam się, czy się nie wypiąć na nich tymże zwolnieniem. Zanim ktoś zaprotestuje i powie - poproś o przeniesienie na inny dział powiem, że w tej chwili na każdym dziale sytuacja wygląda podobnie i nigdzie nie miałabym ani chwili spokoju. Jedynym poważnym minusem jest dla mnie właśnie ten stres związany ze "współpracą" z Maćkiem. Bo ja naprawdę lubię swoją pracę i wkładam w nią dużo serca, ale jego zachowanie niszczy cały mój wysiłek i powoduje, że nic mi się już nie chce. Każde moje staranie może obrócić się przeciwko mnie i często tak jest. Jego błędów i pomyłek jakoś się nie dostrzega i nie komentuje. Codziennie idę do pracy i myślę sobie - niech mnie wkurzy jeszcze raz. On nie wie, ale ma dwa do trzech tygodni. Jeśli w tym czasie wkurzy mnie o jeden raz za dużo, skończy się to tym, że nie będzie miał mu kto pomagać w największym sezonie. Tak się tym pocieszam i podnosi mnie to na duchu.
A tak serio to dojrzewam do tej decyzji każdego dnia - ważne jest moje zdrowie i zdrowie mojego dziecka, a nie praca, która oprócz stresu i nerwów nie daje mi już nic. Wypłaty nie liczymy, bo to krwawica a nie wypłata.

Komentarze

  1. Aj, ten Maciej :/ Mam nadzieję, że dojrzejesz do decyzji o zwolnieniu i będziesz w spokoju czekać na rozwiązanie, w miłej, domowej atmosferze, bez nerwów i zastanawiania się co tym razem kolega Maciej odwali... Trzymam kciuki za pomyślność! :**

    A tym prosiaczkiem w Kubusiowym miodzie to mnie normalnie powaliłaś na łopatki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dojrzewam Moniś :) każdego dnia coraz bardziej. Jestem naprawdę zmęczona i może przez te hormony mniej odporna psychicznie...

      Usuń
  2. A mnie najbardziej przypadł do gustu fragment: "(..)wróżką nie jestem, a zamiast skrzydełek prędzej mi rogi z ogonkiem wyrosną".
    :-) A tak serio serio to jak podliczymy wszystkie minusy wynikające z tej pracy, to nasuwa się niestety jeden wniosek... Ja Twoje wątpliwości rozumiem (chociaż jeszcze nie jestem w stanie błogosławionym). Dla mnie praca też jest bardzo ważna. Nie mam pojęcia, jak będę się zachowywać, kiedy już dzidziuś będzie w drodze. Ale u Ciebie widzę/czytam, że myślenie zmienia się diametralnie. Wierzę, że zrobisz tak, jak będziesz czuła, że dla Was będzie najlepiej! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego zrobiłam ten bilans, bo już za dużo uzbierało się różnego gatunku minusów. Powiem Ci, że wszystko się teraz zmienia, a ja nawet nie wiem kiedy te zmiany zachodzą... Po prostu tak jak mi to powiedziała Ślifeczka - wszystko przychodzi naturalnie.

      P.S. Podobała mi się wasza licytacja, który fragment jest śmieszniejszy :) buziaki

      Usuń
  3. Jesteś już pełna zwątpień, a może Twój szef potrzebuje więcej czasu, aby oswoić się z Twoim odmiennym stanem i go zaakceptować. Jeśli jest szefem z prawdziwego zdarzenia to spisze się zgodnie z Twoimi oczekiwaniami. Przeniesie do lżejszej pracy, uwzględni co trzeba, przymknie oko na to i owo i wszystko będzie OK.
    Zaproś go do czytania tego bloga to my tu wytłumaczymy mu co i jak.
    Nie poddaj się. Twój mały skarb też potrzebuje Twojego ruchu i aktywności, chyba że lekarz powie inaczej.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Drogi Panie Tatulu. W chwili obecnej w mojej pracy nie ma stanowiska, na którym byłoby lżej. Przez najbliższe dwa miesiące każdy w mojej pracy przejdzie swoistą szkołę przetrwania - taki okres i nic na to nie poradzimy. Szef sam w sobie jest normalnym człowiekiem, ale osoby takie jak Maciek mają na niego bardzo duży i niestety negatywny wpływ. Dlatego jak na razie nie mówiłam mu o swoim stanie. W zeszłym tygodniu miałam naciągnięte ścięgno w stopie i nie mogłam prawie chodzić. O ile szef coś się zainteresował, to kolega Maciek jeśli go wyraźnie nie poprosiłam to nic za mnie nie zrobił, a to on jest moim głównym współpracownikiem i to na nim powinnam w największej mierze polegać. To dało mi do myślenia i pokazało jak będzie wyglądać taryfa ulgowa, jeśli o nią poproszę. Owszem, ruch jest wskazany, ale całodzienna bieganina bez chwili wytchnienia w połączeniu z brakiem czasu nawet na kanapkę chyba nie jest najlepszą opcją. Dlatego rozważam taką a nie inną opcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz rozumiem. Biedne kobiety...westchnąłem sobie, bo cóż mogę powiedzieć?
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Wiesz...? Ja na poczatku cąży tez borykałam się czy dobrze zrobiłam idąc od razu na L4. I nie żałuję.Pracę zawsze można znaleźć inną a dziecko ma się jedno. Także Dbaj o siebie bo teraz sa takie czasy że wszystko ma wpływ na ciążę. Nikt mi nie wmówi że ciąża to nie choroba. W dzisiejszych czasach pełnych stresu, chemii to jest choroba. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesli masz taki stres w pracy to nie myśl za długo tylko idz po to L4 pomyśl że możesz spać do której chcesz i nie mysleć w niedziele wieczorem o pracy w poniedziałek. opuść sobie, skup się na dziecku i pomyśl że zus cię obdarzy kasą aż do końca urlopu macierzyńskiego. ja wspominam ten czas Pięknie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz