Bo Kocham...
Wiem, że ostatnio zaniedbałam bloga, a tym samym Was jako moich czytelników. Pisałam rzadko i jakoś tak zdawkowo, od niechcenia. I chociaż nie mogę obiecać totalnej poprawy, to jednak postaram się coś z tym fantem zrobić. Ktokolwiek wie jednak jak się czuje mamuśka (czy też inna nie-mamuśka) siedząca w domu, rozumie, że brak weny nie jest tutaj niczym nadzwyczajnym. Monotonia zwykłych dni powoli staje się przytłaczająca. I pewnie szybko stałaby się nie do zniesienia, gdyby nie te drobne radości, którymi obdarza nas Kuba. Czasem potrafi doprowadzić mnie do szewskiej pasji, kiedy jękiem i płaczem wymusza na mnie coraz to nowe zachcianki. A to do okna popatrzeć na pieska i kurki, a to do wierzy, żeby włączyć radio, a to do tv, a to do łazienki... Z rączek i wszystkoznaczącego yyyyyyy zrobił kierunkowskaz i próbuje rządzić mną, Markiem i dziadkami oczywiście też. Jednocześnie jest źródłem wielu radości, bo sam już umie usiąść, na nóżkach pięknie się opiera, raczkuje do tyłu jak rak. Obiad