Na ten Nowy Rok
Długo zbierałam się, zarówno do zrobienia tego zdjęcia, jak i do napisania kolejnego postu. Po prostu jakoś tak znów ten czas zapiernicza, ale dziś, pochylając się nad Starym Rokiem naszło mnie w końcu na pisanie. Zdjęcie zaś jest dziełem Marka, który w końcu dopadł mnie z aparatem, a którego to aparatu unikałam dość skutecznie przez całe Święta. Marek nazywa mnie swoim Hipopotamkiem i mówi, żebym się nie uśmiechała za szeroko, bo jak się tak uśmiecham, to moja pyzata buzia robi się jeszcze bardziej pyzata. On to umie podnieść człowieka na duchu jak nikt na świecie :D Jak chodzi o siedzenie w domu, to nie jest źle. Przed Świętami przygotowania pochłaniały cały mój czas, tak że nie miałam kiedy myśleć o tym, że o zgrozo "siedzę w domu". Teraz zaś rozleniwiłam się do tego stopnia, że korzystam z każdej chwili, kiedy mogę poczytać, posłuchać muzyki, ogólnie delektuję się tym, że mogę mieć czas tylko dla siebie. Stwierdzam, że taki spokój i wyciszenie były mi potrzebne