Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Zmęczenie materiału

Zabieram się za napisanie tego postu już czwarty czy piąty raz. Korzystając więc z faktu, że tatuś przejął marudzącego (bardzo bardzo bardzo marudzącego) Bułę postanowiłam w końcu nadrobić zaległości. Co u nas?? Marka dużo nie ma w domu, bo od września pracuje we wszystkie soboty, a i w ciągu tygodnia nieraz musi zostać dłużej. Wraca zmęczony, zestresowany i ogólnie wypompowany, a mimo to potrafi wykrzesać z siebie choć trochę siły, żeby pobawić się z Młodym. Ja po całym dniu z moim spieszczonym synkiem mam dość wszystkiego, więc nawet ta godzinka jest wybawieniem. W ciągu dnia pomaga mi babcia, bo inaczej to nawet obiad byłoby ciężko ugotować. Jednym słowem - okres ręczny trwa w najlepsze. Owszem, są takie momenty, że moje dzieciątko pobawi się ładnie samo, jest grzeczne i kochane. Ale też potrafi przez większość dnia wołać tylko "yyyyyyyy yyyyyyyyy" i wyciągać ręce w górę, żeby go nosić. Ostatnio dołączył do tego efektowny szczupak - Młody rzuca się do przodu i próbuje wsp

O słońcu zza chmur

Jestem, żyję :) Wiem, że znów długo Was zaniedbywałam. Brak mi czasu na pisanie, w ogóle na wszystko, bo młody najchętniej to siedziałby na mamusi non stop (dosłownie tak). Taki się ręczny i mamusin zrobił, że szok. Przydałyby się cztery ręce i zapasowy kręgosłup. Mam nadzieję, że to tylko taki etap, bo mój Bubulo jest już naprawdę ciężki. No i w domu ciężko zrobić cokolwiek, jeśli każda próba posadzenia go, choć na chwilę kończy się rykiem. A co poza tym u Bubula?? Ma już 6 ząbków :D jednego ledwo co widać, ale już ugryźć nim potrafi. Pełza po łóżku, ale tylko wtedy kiedy coś naprawdę fajnego i zakazanego jest poza zasięgiem :) w innych przypadkach lenistwo bierze górę i łatwiej jest zrobić mega ryk, żeby dostać upragniony przedmiot. Cfane to moje dzieciątko, ot co. I wygadane :) kiedy nie chcę zrobić tego, na co on ma koniecznie ochotę głośno krzyczy NYNYNYNYNY :) a w tych rzadkich chwilach, kiedy bawi się sam gada sobie pod nosem - tatatataaaatatatia i tym podobne :) bo potrafi też

Okruchy

Znowu długo mnie tu nie było, ale przy małym dziecku czas jakby przecieka między palcami. Każdy dzień, niby tak podobny do poprzedniego, jest jednocześnie całą serią niepowtarzalnych chwil. Wczoraj na przykład Bunio nauczył się robić "kosi kosi" otwartymi rączkami, bo do tej pory zawsze zaciskał wtedy piąstki. Teraz pięknie klaszcze jednocześnie uśmiechając się całą buźką i naprawdę jest to słodki widok. Mówię to ja - mamuśka po uszy zakochana w swoim dziecku ;) Kubuś ma już cztery ząbki - pokazały się górne jedyneczki i niestety chyba stanowią niepowtarzalne dziedzictwo po mamie, czyli są bardzo szerokie a między nimi spora szpara. Oprócz tego, Kubuś ma po mnie dołeczki w policzkach, które widać kiedy się śmieje - cudo. Po tatusiu ma taki dyngs w pieluszce ;) Potrafi też przekręcać się z pleców na brzuszek, co bardzo nas cieszy, bo przecież jeszcze niedawno było to wielkim problemem. Posadzony na łóżku, siedzi ładnie i potrafi sam bawić się zabawkami, które ma dookoła siebi

Kiedy ten miesąc się wreszcie skończy

Młody śpi :) a jakżeby inaczej mamuśka znalazła czas, żeby coś upisać. Zaczynając więc relację od początku - u pani neonatolog źle i dobrze. Ogólnie Kuba rozwija się dobrze, ruchowo jednak stwierdziła, że Bubulo jest na poziomie 4 miesiąca. Owszem - stopy ciamka namiętnie, owszem - leżąc na brzuszku głowę trzyma wysoko i ładnie, owszem - duże  fajne z niego chłopisko, ale mięśnie trzeba wzmocnić i nie sadzać na siłę, bo skrzywimy kręgosłup, który na szczęście jest prościutki, tylko niedostatecznie mięśnie go podtrzymują. Taką diagnozę postawiwszy wypisała skierowanie do przychodni specjalistycznej na rehabilitację i kazała pokazać się tak za miesiąc. Skierowanie na szczęście na nfz, bo wizyta była prywatna, więc tak czy inaczej, płacić nie będziemy musieli za Kuby ćwiczenia. Tymczasem z przychodni od naszej lekarki rodzinnej przyszło wezwanie na szczepienie, na które nie zawiozłam Kuby z racji panującej w domu zarazy - Najpierw Marek, potem teść a teraz i mnie jakaś paskudna Katarzy

Odcinek trzeci

To byłoby zbyt piękne, gdyby już wszystko było zupełnie dobrze. Ale dzisiaj, po kilku dniach spokoju w końcu dochodzimy do siebie - po kolejnym rzygającym epizodzie niestety. Tym razem sama zawiniłam. Bo młody przez te wariacje żołądkowe od dwóch tygodni był tylko na cycku. Taki był prikaz, żeby mu stopniowo od nowa wprowadzać zupki i te inne. A że Kuba to chłop jak dąb, a nie popierdółka, a na dodatek fabryka nadal strajkuje, to biedne moje chłopisko głodne jest niemal co godzinę. W nocy również niestety i chyba nawet nie muszę pisać jakie to męczące. No i jak już minął tydzień od ostatniego rzygania, stwierdziłam, że dam młodemu trochę kaszki na noc - tej samej, którą jadł wcześniej i po której niby nic mu wcześniej nie było, czyli teoretycznie sprawdzonej. No i dałam. I dobrze, że nie poszłam spać od razu, bo Kubulo zaczął około 22 wymiotować dosłownie przez sen :( tak biedny wymiotował, że jak już wydarło z niego wszystko co miał w brzuszku, to ciągnęło go co jakiś czas tak na suc

Kolejna podróż i strajk w fabryce

Wszystkim bardzo dziękuję za słowa otuchy pod poprzednim postem. Nie miałam Wam jak odpisać, bo nasze przygody jak się okazały trwają dalej. Niestety na jednym szpitalu się nie skończyło. We wtorek wypisali nas z jednego, a w czwartek pędziliśmy znów, bo Kubulo znowu zaczął bardzo wymiotować. Tym razem od razu pojechaliśmy do innego szpitala. Tam od razu zrobili mu serię badań, powtórzyli usg brzuszka i jeszcze tego samego dnia było coś wiadomo. Mianowicie - wątroba uszkodzona, prawdopodobnie zbyt silną kuracją antybiotykową w poprzednim szpitalu. Na drugi dzień kolejne badania i co mamy - rotawirusa na dokładkę. Dzień trzeci co nam przyniósł - cytomegalię niestety. Wątroba na szczęście już dobrze, wymioty przeszły, ale za dwa tygodnie jedziemy na kontrolę, żeby obserwować cytomegalowirusa (chyba tak się go nazywa, paskuda jednego). Ogólnie założenie jest takie, że ma być już ok. I tego się trzymajmy. Z tego stresu, strachu i wszystkiego innego fabryka mleczna ogłosiła strajk. Coś s

Z dalekiej podróży

Dziwny jakiś ten wieczór. Młody śpi w łóżeczku, z trudem położony. Marek w pokoju obok ogląda "Gran Torino" (polecam miłośnikom dobrego kina) i tam będzie dziś spał. Ja zawinęłam laptoka (nie poprawiać) pod pachę, zapakowałam się do naszego, pustego niestety dziś łóżka i klepię dla Was bardzo zaległego posta. Skąd taki obraz?? Nikt się z nikim nie pokłócił. Po prostu Marka jakaś zaraza chce dopaść, a on nie chce zarazić Młodego, no i mamy przymusową separację. Ostatnie dni były trudne. Wczoraj wróciłam do domu z Młodym po 10cio dniowym pobycie w szpitalu. Półtora tygodnia temu zaczął nam w nocy wymiotować tak, że aż się odwodnił. Nie bardzo na szczęście, ale i tak wystarczająco, żeby skończyło się kroplówką. Wieczorem kładliśmy się spać, niby wszyscy zdrowi, a w nocy już tak wesoło nie było. Rano, kiedy było widać, że bez pomocy się nie obejdzie, spakowaliśmy się szybko i pojechaliśmy na pogotowie. Po założeniu kroplówki Młody trochę odżył, ale nadal czuł się źle, plus kab

W Paryżu dzieci nie grymaszą

Od jakiegoś czasu codziennie siadałam przed komputerem, wchodziłam na bloga, przeglądałam co nowego u moich dziewczyn. Następnie zabierałam się, żeby napisać o tym, że Kubuś ma już dwa ząbki na dole, że przez to nie śpimy oboje po nocach już chyba od miesiąca. Za każdym razem jednak okazywało się, że moje dziecko postanowiło się obudzić lub coś innego mnie odrywało i tak mijał dzień za dniem.  Dzisiaj mam nadzieję, że w końcu uda mi się opublikować choć parę zdań. Zaczynając więc od początku - młody śpi. Ja korzystając z tego święta ogłaszam - Kubuś ma dwie dolne jedyneczki. Wypłakane i wymęczone ale są, piękne bielutkie. Gryzie mnie nimi po palcu, kiedy smaruję mu dziąsło na górze żelem, bo niestety nie mamy odpoczynku. Idzie góra, idzie z jeszcze większym impetem niż dół niestety. Oznacza to, że nadal nie śpimy po nocach, bo Młody często się budzi, czasem wręcz z mega rykiem. Zdarzało się, że i czopek był, bo już tak płakał z bólu, że chciało mi się płakać razem z nim. Zamiast w s

Kolejne Pierwsze

Wiecie jak to jest z dziećmi - są chwile, które mijają tak szybko, że uchwycenie ich graniczy z cudem. A ja nie wiem, kiedy to moje dziecię takie duże urosło. Bo to już prawie skończony piąty miesiąc. Kubuś uwielbia nową spacerówkę - w końcu możemy jeździć na spacery, bo w gondoli włączał syrenę już po chwili. Siedzi mi na kolankach pewnie o prosto, łyżeczkuje różnorakie papki, a co najważniejsze - ma już pierwszego ząbka. Po prawie miesiącu mega ślinienia, ciamkania i młamłania wszystkiego co się nawinie, po dniu pełnym płaczu i marudzenia, bo przecież to boli jak cholera, jest piękna bielusieńka jedyneczka. Dumna jestem jak paw, ale też strasznie szkoda mi Kubunia, bo widziałam ile go to kosztuje. A tu pchają się nastęne zębiska. Biedny on i biedna ja razem z nim. Co poza tym?? Zaczynamy się dokarmiać na noc. Wszelkie zmiany w diecie młodego staram się konsultować z pediatrą, ze względu na wagę i gabaryty Kuby. Ostatnie nocki dały mi popalić, bo budziliśmy się na karmienie niemal

C. d. czyli swędziołek dziąsełkowy

Zębów nie ma. To znaczy są, ale jeszcze się nam nie pokazały naocznie, pokazują się jednak poprzez marudzenie Kuby. Moje przypuszczenia, że swędzi go nie tylko dół, ale i góra (oj moje biedne zciamkane dłonie) zostały potwierdzone przez panią dr w czasie badania przez szczepieniem. Góra idzie, czyli swędzi pieruńsko, dół podobno na wylocie. No to czekamy, cierpliwie choć już mi zwyczajnie szkoda tego mojego umęczonego dziecka. A propos umęczenia. Wczoraj była jakaś apokalipsa. Duchota taka, że można się było przykleić do samego siebie. I weź tu wytłumacz dziecku, że chłodniej mu będzie, kiedy sobie poleży, a nie kiedy będzie wisiał u kogoś na rękach... Efekt wieczorny był taki: leży to źle, bo na ręce. Na rękach źle, bo gorąco. Głodny był, ale wypoziomój go do karmienia to ryk. Spać się chciało, ale głodny i te zęby, a raczej swędzące dziąsła. W końcu umęczony zasnął, przedtem jednak nas umęczył totalnie. Po godzinie przebudził się, żeby dotankować zbiorniczek na noc i lulu w końcu.

W międzyczasie...

Pisałam Wam, że ostatnio mam meeega lenia??? Takiego meeeega, że nie chce mi się totalnie nic??? no to piszę. W ramach walki z tym leniem wyskubałam parę zdj Kuby i macie małe co nieco w Albumie do pooglądania. Młody wstaje o 5.30 czasem nawet wcześniej - nie wie co to litość to moje dzieciątko. W sobotę sprzedaliśmy go na trochę babci i pojechaliśmy do miasta na zakupy. Zaopatrzyłam się w deserki i jakieś zupki po 4 miesiącu dla mojego Młamławca, tak na początek tudzież kleik ryżowy i powolutku będziemy myśleć nad rozszerzaniem diety. I teraz powiedzcie mi - ten kleik to pisze że na mm przygotowywać a lekarka moja powiedziała, że dla niego to na wodzie, bo on jak mam mleko w cycochach, to mm już nie powinien dostawać "bo po co go tymi mąkami karmić, jak i tak jest Puchatek" jak sama określiła. I co wy o tym sądzicie - da się to paskudztwo zjeść na wodzie?? Bo chyba będę mu musiała np jabłuszka domieszać jak już je polubi i zaakceptuje, żeby to jakikolwiek smak miało. Zupki

Młamławiec pospolity

Dziecię moje postanowiło ogłosić dzisiaj dzień o 3 nad ranem. No bo jak to - za oknem szarówka to przecież już dzień. Ptaszki śpiewają to tym bardziej. Nie pomogło tłumaczenie, że to nieludzka pora, że grzeczne dzieci o tej godzinie to śpią i rosną aż trzeszczy, a nie śmieją się na całą buźkę do mamy rozglądając się jednocześnie za tatusiem. Swoją drogą, kto powiedział, że mój Skarb należy właśnie do tych grzecznych... O naiwna mamuśko! Mówię mu i tłumaczę, że skoro nie śpi, to niech się przynajmniej sam pobawi motylami, brzydalem, czym chce a on nie, bo towarzystwo mamy jest obowiązkowe i tyle. W końcu litościwy tata wziął Młodego na ręce, ubujał, a Młody i tak go w konia zrobił, bo po 10 minutach obudził się znów, gotowy do uśmiechów i zabawy. Na szczęście zapas sił tym razem miał mniejszy, więc i ponowne usypianie poszło sprawniej. I tak nam zleciało do 4.30. Ponowne ogłoszenie dnia, tym razem definitywne nastąpiło około 6 rano. Co miałam zrobić - przebrałam Łobuza i poszliśmy do k

Ręczny Kubuś

Jeszcze za czasów, kiedy młody był brzuszkowy mówiłam: "nie będzie noszenia na rękach, ja się nie będę potem męczyć z ręcznym Kubusiem". Potem dziecię przyszło na świat i tatuś mówił: "no daj go troszkę wezmę, cały dzień go nie widziałem, to go teraz pobawię". Potem zaczęły się wieczorne ryki, na które próbowaliśmy różnych metod uspokajania, w tym noszenia i lulania na rękach. Potem kolejne problemy z zasypianiem, różnego rodzaju ryki i "kujki w plecach", na które lekarstwem okazywały się właśnie ręce. No i teraz mam ręcznego Kubusia w domu, który w bardzo dobitny sposób potrafi domagać się, żeby go wziąć do góry. A jeszcze teraz, kiedy to pieruńsko swędzą go dziąsełka nastała era usypiania z rykiem i oczywiście na rękach. Macie jakiś pomysł jak oduczyć małego wyjca bycia takim ręcznym?? Bo ja mam już ręce do samej ziemi. Dodam tylko, że ten mój Kubuś waży prawie 10 kilo, więc jest co dźwigać...

Jak niewiele trzeba

Patrzę na Kubusia - śpi słodko, pulchne rączki zadarte do góry, na buzi mina, która mówi: "nacycałem się po sam kureczek", brzuszek spokojnie unoszący się i opadający w rytm oddechów. Wiem, że gdybym dotknęła jego włosków, byłyby miękkie i delikatne jak puszek. Wiem, że jego skóra pachnie kąpielą, mlekiem i tym nieuchwytnym ciepłem jakie wydziela tylko malutkie dziecko. Dzisiaj w czasie naszych codziennych zabaw śmiał się do mnie tak głośno, że aż się ściany w domu trzęsły. Dwa dni temu pierwszy raz przewrócił się sam z brzuszka na plecki. Wyczyn swój powtórzył jeszcze wieczorem i od tej pory widać mu się nie chce, bo tego nie robi. Kiedy cyca, jedną rączką przytrzymuje mnie pod pachą a drugą za bluzkę i tak uczepiony jak małpka wtula się cały we mnie, pachnący i cieplutki. Kiedy noszę go na rękach przywiera do mnie całym ciałkiem, żebym go przypadkiem nie próbowała położyć, bo na  rączkach jest najlepiej. Do babci i dziadka i do taty oczywiście też potrafi się tak słodko uś

Chwila oddechu

Młody śpi. Wprawdzie swoim zwyczajem drzemie jak zając pod miedzą, ale liczy się to, że mam chwilkę dla siebie. Byliśmy z nim tydzień temu u pani dr, tej samej która pomogła nam pozbyć się wysypki, bo z tym jego spaniem czasem są takie cyrki, ze głowa mała. Niby na oko zdrowy, ale pomyśleliśmy, że może ona dostrzeże coś, czego my nie widzimy. Szczegół, że ja na antybiotyku, ale to inna bajka. No i rzeczywiście zdrów jak rybka, niespokojny może być właśnie przez to moje choróbsko, a co najciekawsze - pani dr powiedziała, że takie dziecko jak on, to widzi trzeci raz w życiu. Kubuś mając skończone 3 miesiące warzy ponad 9 kilo i nosi ubranka 74/80, pampers rozmiar 4. Jest tylko na cycku i w dzień karmimy się co 3 do 5 godzin, w między czasie popijając zwykłą przegotowaną wodę, bo w upały daję mu trochę dopić. W nocy jest gorzej, bo przez to, że niespokojny budzi się częściej, a co za tym idzie częściej cyca. Mam go próbować trochę wodą oszukiwać, ale nie za bardzo nam to wychodzi. Pani d

Ble mama

Tak się ostatnio czuję... Najpierw wczoraj obcinając małemu paznokcie, przycięłam mu skórkę na paluszku. Ja wiem, że paluszki małe, że trudno to zrobić, ale i tak jestem zła na siebie za swoją nieuwagę. Bidulek tak się spłakał, że aż zasnął mi na rękach. Dzisiaj za to wyrodna matka poszła sprzątać, kiedy dziecko spało. Pralka wiruje, woda z kranu się leje, drzwi zamknięte do pokoju, bo przeciągi i z korytarza komary wlatują.  Niby zaglądałam co chwilkę czy śpi, ale czasem ta chwilka wystarczy. W pewnym momencie usłyszałam, że Kubuś się obudził i płacze. Szybko poszłam do niego, wzięłam na ręce i utuliłam, ale znowu bidulek tak się spłakał, że zasnął mi na rękach. Dwa dni i dwa razy dziecko przeze mnie płakało. Bo nie uważałam wystarczająco, bo się zagapiłam, bo nie wiem co jeszcze, ale nic mnie nie usprawiedliwia. I czuję się, że jestem taka Ble mama... Biedne to moje dziecko. Byliśmy wczoraj na usg bioderek. Mieliśmy umówioną tego samego dnia od razu wizytę, żeby dwa razy z dziec

Już niedługo trzy miesiące

Na początek - w końcu znalazłam chwilkę i utworzyłam nowego bloga, na który będą wrzucane głównie zdjęcia - dostępne tylko dla zaproszonych czytelników. Tam z boku jest odnośnik, zaproszenia rozesłałam, a jak ktoś nie dostał to odzywać się i będziemy myśleć, co z tym fantem zrobić. Kubuś śpi, a ja patrzę na Niego i nie mogę się nadziwić, kiedy to moje dziecko tak urosło. Na nowego bloga wrzuciłam zdjęcia zrobione przez Marka jeszcze w szpitalu. Takie wyklikane na szybko, tym co było pod ręką. Kubuś taki malutki, że kiedy trzymaliśmy go w ramionach znikał w nich, a my chcieliśmy go tulić, tulić i jeszcze raz tulić. Na główce bujna czuprynka czarnych włosków, które bardzo szybko wytarły się i dopiero teraz zaczynają odrastać. To jego spojrzenie... ach mogłabym tak pisać i pisać, a wy w końcu padlibyście spać z nudów.  Mój prawie trzymiesięczny Kubuś zaskakuje mnie każdego dnia. Jeszcze kilka dni temu leżenie na brzuszku było sposobem na uspokojenie, czasem nawet uspanie, bo głowy zw

O pierwszych razach i nie tylko

Rzecz pierwsza - odnosząc się do posta pod tytułem "Decyzja" postanowiłam nieco zmodyfikować swojego bloga. Okazuje się, że przez ostatni rok zawitało do mnie tylko kilka nowych osób w związku z czym zablokowana będzie tylko ta część dotycząca zdjęć. Tutaj ukłon w stronę Aś - to u Ciebie znalazłam takie rozwiązanie, spodobało mi się ono i postanowiłam pomałpować, za co niniejszym z góry przepraszam. Także jak tylko ogarnę się z tym tematem, roześlę zaproszenia. Rzecz druga - o tych cudnych pierwszych razach będzie. Dziecię moje do tej pory na głos śmiało się tylko w nocy do cycka. Był to taki cudny rechotek przez sen, że aż moje matczyne serce w jednej chwili zamieniało się z stado motyli, a oczy wilgotniały. W sobotę jednak stało się coś niesamowitego - tatuś po całym dniu pracy przyszedł "pogadać" z synkiem. Mały przewieszony przez moje ramię (jego ulubione miejsce do przebywania w ogóle) robił słodkie minki do tatusia i wydawał przy tym swoje ouuuueeeee, gle

Rozmowy nocą...

Budzi się dziecię moje o czasami o 1, 2, 3 lub 4 w nocy, otwiera szeroko oczy pod koniec cycania i patrzy na mnie z taaaakim uśmiechem na buźce. Przebieramy wtedy pupkę, bo skoro już nie śpi, to po co go trzymać w usikanym pampersie. Wtedy moje dziecię spogląda na mnie błyszczącymi z radości niebieskimi oczkami, bo przecież brzuszek pełen, pupka czysta i sucha, u mamy ciepło i milutko i zaczynamy sobie gadać.  Pytam go zaspanym głosem: - Kubusiu, czemu nie śpisz? Przecież jest noc. - Ouuuuuuuooeeeeee. - Kubusiu, a co Ci się śniło? - Gleeeeeeleeeeee. - No to fajnie, a teraz może poszlibyśmy spać? - Heeeeeeeeejeeeee. - No ja wiem, że na gadanie Ci się zebrało, ale jest nocka, pora spać, Kubusiu. - Łleeeeeeleeeee. I tak sobie gadamy w nocy, nad ranem, o każdej porze kiedy to moje dziecię uznaje, że już się wyspało i teraz trzeba się pouśmiechać do mamy i nagadać. Czasem rozmowy te trwają 20 minut i Kubuś pada sam nie wie kiedy, a czasem ja padam na pysk, bo jemu chce si

Decyzja

Jakoś tak z założenia blog ten miał być zamknięty - dostępny tylko dla "znajomych". Tak myślałam zakładając go, uciekając jednocześnie z onetu. Potem jednak okazało się, że za wyjątkiem Kochanej Ślifeczki, Ani H., Agatki, Ogonkowej, Atamka i paru innych osób, nie czyta mnie chyba nikt. Doszłam więc do wniosku, że nie ma sensu blokować bloga. Teraz jednak, chciałabym publikować tu więcej zdjęć, może częściej pisać i w bardziej osobisty, zaangażowany sposób. Dlatego też, wszystkich tych, którzy chcą dalej czytać to, co tutaj wyklikam od czasu do czasu zapraszam do zostawienia adresu mailowego w komentarzu, ewentualnie adresu bloga, jeśli posiadacie, a nie ma go w mojej linkowni. Możecie powiedzieć, że w ten sposób zamykam się na możliwości jakie daje internet - na tą powszechność i dostępność wszystkiego dla wszystkich. Ale ja wolę, żeby moje życie było księgą do poczytania, a nie do sprzedania.  A co u Nas? Kubuś śpi, w końcu, bo pobudkę zarządził dziś o 6 a potem niemal

Chwilo Trwaj

Jak zwykle - znowu długa przerwa. No ale też działo się przez te tygodnie, więc postaram się Wam choć troszkę opowiedzieć. Tydzień temu Kuba skończył dwa miesiące. Zadziwia mnie każdego dnia, bo już nie jest płaczliwym rzepkiem u maminego cycka, ale coraz bardziej ciekawym świata brzdącem. Uśmiechy, którymi obdarowuje mnie budząc się o 4 rano są tak rozbrajające, że nawet nie złoszczę się na Niego, choć strasznie chce mi się spać. Uwielbia też ciamkać swoją piąstkę, co obawiam się, że oznacza swędzące dziąsła. Zaliczyliśmy też pierwsze szczepienie. Serce mi pękało, kiedy płakał. Najgorzej było, kiedy obudził się w domu po dwóch godzinach - nóżka czerwona i spuchnięta i płacz straszny. Daliśmy czopka i na szczęście pomogło i nawet noc mieliśmy spokojną. A z najważniejszych rzeczy - wczoraj mieliśmy z Kubą Nasze Podwójne Święto. Kubuś został ochrzczony, a na dodatek był to pierwszy Mój Dzień Mamy. Daliśmy mu dwa imiona - Jakub po dziadku Marka i Józef po moich dwóch dziadkach. No i urod

Podmienili mi dziecko

Spokojnie, to nie ten film co go teraz reklamują ;) po prostu mój chłopczyk nasłuchał się wykładów od mamusi i babci, że teraz, jak ma już prawie skończone dwa miesiące, to trzeba być doroślejszym, poważniejszym i nie płakać co wieczór, tylko ładnie iść spać i chyba podziałało. Byliśmy też na konsultacji u innej pani dr, bo bałam się mu buźkę i główkę smarować tymi sterydami i jak dobrze wiecie - co lekarz to opinia. Buzię kazała smarować Bepanthenem, a na główkę kupić krem na ciemieniuchę. I wiecie co?? Buźkę ma jak pupkę niemowlęcia ;) bo to przecież krem do pupki jest, a ciemieniucha zeszła prawie całkowicie po dwóch dniach nakładania kremu i wyczesywania. Oliwka niestety zawiodła tutaj na całej linii. Pani dr stwierdziła też, że waga Kuby wynika z jakości mojego pokarmu (dobry po prostu) i że szybko to zrzuci, jak zacznie się więcej ruszać. Wg niej nie ma też skazy białkowej, ale na wszelki wypadek nie przesadzam z produktami mlecznymi. Odkąd Buniowi (jak nazywa go babcia) przesta

Węzłowato...

Będzie krótko i węzłowato...  Raz. Dzisiaj kolejna wizyta u pani dr bo wysypka jak była, tak jest a do tego pojawił się ciężki do zwalczenia ciemieniuch. Otóż moje dziecię mając skończone 6 tyg waży podobno (podobno bo to było tuż przed mega kupą) podobno (bo w mojej kudłatej i zdecydowanie rozczochranej pale się to nie mieści) podobno 7 kg. Powiedzcie mi - zgłupiałam czy co ale to już chyba przesada, żeby malec który nie ma 2 miesięcy był taki ogromny a karmiony jest tylko cycem (domieszka mm znikoma, bo ostatnio prawie wcale, sporadycznie wieczorem 10-20 ml). Przecież nie będę go odchudzać, ale może spróbuję oszukiwać herbatkami jakimiś czy co... Porażka, jak to usłyszałam to wbiło mnie w fotel po prostu i powiedziałam tylko: Boże. Dwa. Moje dziecię na to łuszczące się paskudztwo na główce dostało do wcierania płyn z paskudnymi, niedobrymi dla dzidków sterydami. Wg pani dr to łojotokowe zapalenie skóry i nic innego jak sterydy na to nie pomaga, ale jak przeczytałam o skutkach

Kupa szczęścia i łzy bezsilności

Nigdy nie sądziłam, że to napiszę. Cieszę się jak nie wiem co, kiedy moje dziecko zrobi kupkę. Wszystko przez to, że od początku były z tym jakieś historie. Kiedy więc zaczął je robić coraz rzadziej, tak co drugi dzień, zaczęłam się zastanawiać czy wszystko jest w porządku. Czy go brzuszek nie boli, czy może zjadłam coś, co spowodowało zatrzymanie. Taka trochę jestem mamuśka panikara niestety. Okazuje się jednak, że niepotrzebnie szukałam dziury w całym. Kupki są, rzadko bo rzadko, ale kiedy już się pojawiają nie da się ich przegapić :) Gdy nadchodzi ta chwila jest wielka radość i chwalenie Kubusia - czy to normalne to już pomińmy ;) Są jednak takie chwile, kiedy łzy bezsilności same cisną się do oczu. Od początku starałam się trzymać dietę. Jakoś tak wydawało mi się to zrozumiałe, że skoro w ciąży starałam się odżywiać zdrowo, to tak samo powinno być kiedy karmię piersią. Unikałam rzeczy ciężkostrawnych i takich, które mogłyby spowodować kolkę albo inne dziadostwo. Teraz kiedy Kuba

Mamy miesiąc

Kubuś, mój złośniczek i głodomorek waży już 5600 g. Jak na miesięcznego maluszka jest całkiem spory, a ja śmieję się, że od noszenia go niedługo będę miała bary jak Pudzian. Zumba i inne aerobiki też nie są mi potrzebne, bo nosząc go tańczę, wyginam się i bujam na wszystkie strony, dzięki czemu znów szybko będę gibka i zwinna :P Waga już wróciła do stanu sprzed ciąży, mimo że w każdej wolnej chwili coś zajadam, bo przez to karmienie piersią jestem stale głodna. Obawiam się jednak, że w mojej aktualnej wadze maczała palce tarczyca, która teraz znów dobitnie daje znać o sobie. Kubuś natomiast problemy kupkowe ma za sobą. Rośnie jak na drożdżach i dokazuje jak tylko umie najintensywniej. Niestety borykamy się ostatnio z wysypką na buzi, ale na szczęście już jest poprawa. Nocne wstawanie to tylko wierzchołek góry lodowej. Obawiam się, że niedługo zacznę wyjadać ludziom mózgi... Kto oglądał "Noc żywych trupów", wie co mam na myśli. Z niewyspania zaczynam jechać na jakimś autopil

Nie takie proste

Mój skarb jest bardzo zajmującym dzieckiem - tak to określmy. Moja starsza sis stwierdziła: "albo moje dzieci były aniołami, albo mam sklerozę totalną". Była u nas w niedzielę i Kubuś pokazał jej prawie cały repertuar - od miny pod tytułem: najadłem się po sam kurek, aż po całą serię: nie wiem czego chcę, więc beczę. Najgorsze, najbardziej wyczerpujące są wieczory. Młody wykąpany, dupka czysta, dokarmiony, ale spać nie chce. Przyśnie jak zając, dosłownie na chwilę po czym budzi się po kilku minutach snu, gotowy do następnej jazdy. Od tego marudzenia głodnieje, więc przykładamy się do cyca. Dokarmiam go na wieczór, żeby się uspokoił i zasnął, bo gdybym tego nie zrobiła, z głodu po kąpieli chyba wyskoczył by z siebie. Pół godziny po butli zaliczamy jeszcze tak ze dwie lub trzy cyckowe serie. Taki jest głodomór z niego. Takie nasze zabawy czasem trwają godzinkę lub dwie, a czasem niestety o wiele dłużej. Zastanawiałam się już nie raz - czy go brzuszek nie boli, czy mu nie za go

Oto jest Kubuś

Najpierw przepraszam wszystkich za brak życzeń świątecznych. Mam nadzieję, że i tak wiecie, że życzę Wam wszystkiego naj, z każdej okazji, tylko tym razem jakoś nie byłam w stanie się ogarnąć, żeby to wyrazić słownie. Jakoś tak to życie ostatnio mi płynie poza światem. Najpierw szpital - totalne odcięcie od rzeczywistości. Potem powrót do domu, ale już tak naprawdę do zupełnie innego świata. Pierwszego dnia mój skarb spał jak suseł. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu mam czas dla siebie i zamiast samej się położyć, żeby odespać szpitalne nocki, kiedy to budziłam się co troszkę i sprawdzałam, czy mały śpi itd, zabrałam się za rozpakowywanie torby, odkurzenie kompa, przytulanie do męża i inne rzeczy. W szpitalu bowiem, kiedy tylko stanęłam na nogi, Dzidek cały czas był ze mną i oprócz kąpieli w miarę możliwości zajmowałam się nim sama. Oczywiście zemściło się to na mnie, bo Kubuś najpierw się wyspał, a potem dawał czadu do 1 w nocy. Moje wiecznie głodne dziecko wisiało na cycku i tylko prz

Dla Ciebie wszystko...

Zaczęło się od czekania. To znaczy, ogólnie wszystko zaczęło się o wiele wcześniej, to jednak ta historia swój początek ma w czekaniu. Najpierw na magiczną datę, potem na to, żeby wreszcie było po. W poniedziałek, 18 marca pojechaliśmy do szpitala, bo niepokoiło mnie to, że Dzidek bardzo mało się rusza. Po wcześniejszych kłopotach z tętnem wolałam jechać i sprawdzić, czy na pewno wszystko jest dobrze. Ktg wyszło dobrze, ale byłam już po terminie więc zostawili mnie w szpitalu. Nie będę Wam opisywać jak rodziłam, bo to historia dla ludzi o dość mocnych nerwach. Grunt, że po ponad 15 godzinach męki, w końcu zdecydowano o CC - przyczyna - niewspółmierność porodowa. Tłumacząc na polski - rozwarcie zatrzymało się na 7 - 8 cm, szyjka trzymała, młody nie chciał zejść do kanału... Gdy lekarz wyjmował Kubę, usłyszałam tylko: nic dziwnego, że nie chciał się urodzić, cztery kilo jak nic (dokładnie 4,250) po czym okazało się, że dodatkowo był owinięty pępowiną. Cieszę się, że dla niego wszystko

Rodzić w takim pięknym kraju

Ciekawskich uspokajam - nadal w dwupaku, chociaż nie znam dnia ani godziny... Codziennie pytam Młodego - kiedy się wybierasz?? Ale On w odpowiedzi co najwyżej fiknie mnie tam, gdzie mu akurat wygodnie i dalej spokojnie pływa w brzuszku. Codziennie śledzę czy się rusza, kiedy i z jaką intensywnością, bo po tym pobycie w szpitalu został mi podskórny lęk, czy na pewno dobrze mu tam, gdzie jest, czy nie lepiej by było, gdyby już lulał się przy cycku. Wiem, że Ten Dzień zbliża się wielkimi krokami, bo brzuszysko już opadło, mnie zaś dopadły humory i smaki jakich wcześniej u siebie nie podejrzewałam (biedny Marek). Kubuś już też chyba ma mniejsze pole manewru, bo zamiast urządzać sobie boisko dookoła brzuszka wierci się i kokosi. A ja już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę moje Słońce. Wszystko to zaś w cieniu durnych przepisów, którymi w Roku Rodziny (wg naszego rządu oczywiście) obdarzyli nas - przyszłych rodziców urzędnicy. Siedzę i czekam, ale zamiast cieszyć się, że już prawie, zasta

Ekstremalnie

Jeszcze się nie skończył ten tydzień, a już dostarczył masę emocji i wrażeń... We wtorek miałam wizytę kontrolną u gina, ostatnią już przed "godziną zero". Myślałam sobie - posprawdza, czy Młody się już wybiera, czy jeszcze się nie śpieszy i będziemy sobie czekać na Dzidka spokojnie w domu. Tymczasem okazało się, że tętno dzidziusia jest niskie i skierował mnie do szpitala na kontrolne badania, żeby sprawdzić, czy dziecię moje nie owinęło się pępowiną, ogólnie jak sam zaznaczył - żeby dmuchać na zimne... Nie muszę chyba pisać, że przez głowę przewinęło mi się milion myśli... Pojechaliśmy do domu po torbę z rzeczami i do szpitala. Porobili badania różne, poobserwowali... Na szczęście wszystko jest dobrze, tętno się poprawiło, więc wypisali mnie wczoraj do domu. Czterech lekarzy ginekologów w sumie moje wyniki oglądało (ten co robił badania, ordynator, mój prowadzący gin i jeszcze taki znajomy taty specjalnie przyszedł) więc skoro wszyscy zgodnie stwierdzili, że nic niepokojąc

Rozmowy nocą z bonusem

Jeśli nie wiecie, to Was uświadamiam - jestem gadułą, a Marek wręcz przeciwnie. Niech Was więc nie zdziwi, że nasze wieczorne rozmowy wyglądają dość osobliwie. Bo chyba każda kobitka tak ma, że czasem zbiera jej się na gadanie o różnych różnościach, a facetom niekoniecznie. Na dodatek Marek jest śpiochem (oj tak, wypoziomuje się i już chrapie) więc nasze pogaduchy czasem wyglądają tak: - Kochanie...? - Mhhhmmm... - Wiesz, tak sobie myślę...., a Ty?? - Mhhhmmm... - To znaczy?? - Mhhhmmm... - Śpisz??!! - Mhhhmmm... - Aha... :/ - Mhhhmmm... W tym momencie przeważnie daję za wygraną :D Nie znaczy to jednak, że wszystkie nasze "rozmowy" są takie... rozbudowane. Ostatnio w czasie takiej prawdziwej rozmowy usłyszałam bardzo ważne słowa: - (Ja) Nie sądzisz, że teraz, kiedy będziemy mieli dziecko jesteśmy ze sobą bardziej związani, niż jakimikolwiek przysięgami?? - (Marek) A ja czuje, że my już od dawna jesteśmy związani do końca życia... I powiedzcie mi -

O czym myśli Kubuś

Mały Kubuś w moim brzuszku myśli sobie tak: "Ja nie wiem, co ta moja mama robi, czym się objada, że mi jest coraz ciaśniej. A jak próbuję się przeciągnąć, to gila mnie po stópkach i kolankach i łokciach i gdzie tylko dosięgnie i jeszcze się przy tym głośno śmieje, jak by to ją  gilano. Tatuś - ten miły głos przy który mama robi się taka szczęśliwa i radosna mówi, że jak będę większy to sam będę mógł mamę pogilać. Tylko jak to będzie możliwe, skoro już teraz tak mi ciasno w brzuszku? Tatuś mówi też, że niedługo poznam babcię i dziadka. Ciekaw jestem strasznie, jak oni wszyscy zmieszczą się ze mną w brzuszku... Najbardziej lubię tę porę, którą mama nazywa "porą spania". Kiedy mama kładzie się, mam o wiele więcej miejsca i mogę się pobawić i przeciągać i bardzo mi się to podoba. Wpycham rączki i nóżki we wszystkie miejsca, gdzie tylko daję radę, a mama wtedy zaczyna przewracać się w boku na bok, a mnie tak  fajnie to kołysze. Potem mama mówi: Kubusiu, pora spa

Ostatni miesiąc

Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jeszcze tylko miesiąc i Kubuś będzie z nami. Każdy dzień uświadamia mi, że to coraz bliżej. Część ubranek mam już wyprane i wyprasowane. W następną sobotę zakupy, bo jeszcze sporo rzeczy nam brakuje. Ale i tak pod skórą mam już takie oczekiwanie pomieszane z radością, obawami różnego rodzaju, ciekawością i milionem innych odczuć, których nawet nie umiem nazwać. Przygotowania materialne to jedno, ale takie mentalne to coś zupełnie innego. Rozmawiając sobie z Kubusiem, powtarzam Mu (pomiędzy: zostaw mój pęcherz w spokoju Kochaniutki, żebra są tylko mamusi Łobuziaku, a co to było" łokieć czy kolanko? itp) - pamiętaj, że jeszcze masz miesiąc posiedzieć w brzuszku, nie śpiesz się, bo przecież Ci tam dobrze. Ale też czuję, że dziecię moje od samego początku łobuzowate jest i wcale nie musi się mamusi posłuchać. Śni mi się, że wyciąga do mnie rączki, że tulę Go do siebie, a On tak idealnie pasuje do moich objęć.  Już zapowiedziałam Markowi, że mogę by

Coraz bliżej

Obraz
Zaczynam się powoli czuć jak Moby Dick :) poruszam się mniej więcej z taką właśnie gracją. Ale nie licząc ciągłego zmęczenia i trudności ze złapaniem oddechu, to ogólnie jest nieźle. Młody ćwiczy swoje małe kung - fu na moich żebrach i innych wrażliwych częściach mojego ciała, szczególnej mocy nabrał po tłustym czwartku i pączkach :D żebra z prawej strony bolą mnie już właściwie nieustannie. Zaczynam się już zastanawiać, jak to będzie jak wezmę Małego na ręce i ogólnie nie mogę się już doczekać. Nadal jednak nie miałam kiedy wyciągnąć Marka na większe zakupy, więc najważniejszych rzeczy z wyprawki - ciuszków na wybranie, łóżeczka i wielu wielu innych - jeszcze nie mamy. W nagrodę za to kupiłam Kubusiowi ostatnio mięciutkiego pajacyka. Oto on: Ten pajacyk to tak na pocieszenie chyba, bo na większe zakupy naprawdę nie mamy ostatnio czasu. Najpierw nie było kiedy, potem Marek załatwił sobie oko (opiłek mu się wbił w pracy) i nie nadawał się na żadne wyjazdy. Jak już doszedł do siebie

Po długiej przerwie

Złośliwość rzeczy martwych i tyle... Nasz "laptok" jakieś trzy tygodnie temu odmówił definitywnie współpracy. Zdążyłam popisać do Was wiadomości z prośbami o rady różnego gatunku, ale odpowiedzi w większości czytałam dopiero wczoraj. Za wszystkie bardzo Wam dziękuję :) Myślałam, że zgłupieję bez neta, zwłaszcza przez pierwszy tydzień :P serio. Leżałam na łóżku i jęczałam Markowi - nuuuudzi  mi sie! Ja chce kompa! Nuuuuuuuuuuuudzi mi się! Jednak jestem uzależniona i nie ulega to wątpliwości :P Żeby się tak strasznie nie nudzić, zaczęłam robić serwetę na szydełku, taką na stół. Dopiero jak skończę i stwierdzę, że się nadaje pokażę Wam zdjęcia. Nadal jesteśmy w dwupaku, co oczywiście jest wiadomością jak najbardziej dobrą. Dzidek ma w zwyczaju ćwiczenie maratonów dookoła brzucha (ja to tak odczuwam) zwłaszcza wtedy, kiedy ja próbuję odpocząć. Największe natężenie ma miejsce, gdy chcę iść spać. Nieraz i godzinę przewalam się (to dobre słowo) z boku na bok, czekając aż Mały się

W kropce...

Ja to chyba jestem jakaś inna. To znaczy wiem, że jestem inna, ale że aż tak to nie miałam pojęcia. Sama ze sobą nie umiem dojść do ładu, aż dziw bierze, że Marek ze mną jeszcze wytrzymuje. Zawsze sądziłam, że wybieranie ubranek i innych malutkich rzeczy dla Dzidziusia to frajda - wszystkie mamusie i przyszłe mamusie o tym piszą. Przecież te rzeczy są takie śliczne, maluśkie i do schrupania. No bo są. Przeraża mnie jednak ogrom wszystkiego, nie wiem co z rzeczy które są dostępne wybrać, ile czego potrzeba na początek. W co najlepiej ubrać takiego Maluszka, czy na początek wybierać body czy kaftaniki, pytań tego typu jest milion milionów. W tej chwili siedzę zagrzebana w maleńkie stosiki maleńkich ciuszków które dostałam od siostry po jej synku. Muszę przesortować (właśnie widać, jak sortuję) co się nadaje a co nie, co na większego Dzidka, co na malutkiego itp. I najzwyczajniej w świecie nie wiem co do czego.  Ostatnio też porównując ceny różnych innych rzeczy potrzebnych dla Kubus