Po długiej przerwie

Złośliwość rzeczy martwych i tyle... Nasz "laptok" jakieś trzy tygodnie temu odmówił definitywnie współpracy. Zdążyłam popisać do Was wiadomości z prośbami o rady różnego gatunku, ale odpowiedzi w większości czytałam dopiero wczoraj. Za wszystkie bardzo Wam dziękuję :) Myślałam, że zgłupieję bez neta, zwłaszcza przez pierwszy tydzień :P serio. Leżałam na łóżku i jęczałam Markowi - nuuuudzi  mi sie! Ja chce kompa! Nuuuuuuuuuuuudzi mi się! Jednak jestem uzależniona i nie ulega to wątpliwości :P Żeby się tak strasznie nie nudzić, zaczęłam robić serwetę na szydełku, taką na stół. Dopiero jak skończę i stwierdzę, że się nadaje pokażę Wam zdjęcia.
Nadal jesteśmy w dwupaku, co oczywiście jest wiadomością jak najbardziej dobrą. Dzidek ma w zwyczaju ćwiczenie maratonów dookoła brzucha (ja to tak odczuwam) zwłaszcza wtedy, kiedy ja próbuję odpocząć. Największe natężenie ma miejsce, gdy chcę iść spać. Nieraz i godzinę przewalam się (to dobre słowo) z boku na bok, czekając aż Mały się uspokoi i będę mogła w końcu zasnąć. Marek podsumował to tak - jeszcze się nie urodził, a już Tobą rządzi :) i jest to prawda.
Ogólnie czuję się dobrze. Przez jakiś czas byłam trochę osłabiona, ale na szczęście już jest lepiej. Musiałam jednak zrezygnować z chodzenia do kościoła - choćbym nie wiem jak się starała, robiło mi się słabo i brakowało oddechu. Teraz zaś z dnia na dzień czuję się przede wszystkim większa :D 
Przez ostatnie tygodnie chodziliśmy z Markiem na szkołę rodzenia. W mojej miejscowości zajęcia takie są darmowe, organizowane min. przez położne z naszego szpitala. Marek też cierpliwie w nich uczestniczył, jeździł ze mną, bo bał się przy takiej zimie puścić mnie samą. Ogólnie, przy obecnych warunkach pogodowych jestem lekko uziemiona w domu, ale mówi się trudno. Przez kilka dni było tak ślisko, że nawet nas nie ominęła niefajna przygoda samochodowa, czyli bliskie spotkanie z powalonym na drogę drzewem - do wymiany lampa i osłona lusterkoa, ale dobrze, że tylko tak się to skończyło. 
Wydawać by się mogło, że przez taki okres czasu nazbiera się ciekawych rzeczy do opowiadania, ale chyba tak nie jest. Dni upływają mi na sprzątaniu, gotowaniu, czytaniu książek, dzierganiu i ogólnie lenieniu się, kiedy tylko jest do tego okazja. Wieczorami patrzymy sobie jak brzuszek podskakuje a Maluszek ćwiczy swoje własne kung - fu. Wyprawka nadal jest w kompletacji. Część rzeczy być może zamówimy przez internet, dlatego mam nadzieję, że teraz, kiedy już "laptok" do nas wrócił, weźmiemy się za to i będziemy to mieć już za sobą. 
Trzymajcie się ciepło dziewuszki :)

Komentarze

  1. Powaliłaś mnie na łopatki tymi 'maratonami dookoła brzucha' :D Marek ma rację - Dzidek jeszcze się nie urodził, a już Tobą rządzi, hihihi :P
    A jeśli chodzi o uzależnienie od neta to Cię doskonale rozumiem i jednocześnie podziwiam JAK Ty wytrzymałaś aż 3 tygodnie??? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to są takie maratony dookoła brzucha, a kończą się treningami na moim pęcherzu moczowym przeważnie:P ale tego już nie chciałam pisać :P nie wiem Kochana jak ja to wytrzymałam, ale łatwo nie było i Marek też miał przez to przewalone ze mną :P

      Usuń
  2. Nareszcie jesteś :-) Już się martwiłam! No i oczywiście umierałam z ciekawości, co u Was. Nadrabiaj teraz!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Agatko, jak tylko znajdę chwilkę to napiszę więcej :) buźka:)

      Usuń

Prześlij komentarz