Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Nie ogarnięta, ale szczęśliwa

Obiecałam mojej Ślifce, że jak się ogarnę to coś napiszę. Nieogarnięta jestem dalej strasznie ale słowa muszę dotrzymać. Najpierw wiec kilka słów o Kubie. Właśnie go zważyłam i moje wiecznie pędzące dziecko to calkiem spory klocek - 18 kilo - cztery razy stawał na wadze zanim uwierzyłam. Co więcej, wcale nie wygląda na taka wagę. Apetyt ma, biega niemal cały czas. Dzisiaj uciekl babci na podwórko w samej cienkiej bluzie i rajtuzach, stłukł jajko. Kocha malować kredkami. Najbardziej po ścianach, czym doprowadza nas chwilami do szewskiej pasji. Śpi z nami w łóżku a zasypiam ostatnio słuchając płyty Pink Floyd wiec gust muzyczny ma po tatusiu. Sam sobie takie kołysanki włączył. Babci i dziadkowi przełącza kanały w tv jak tylko chce. O pieluszkach juz od wakacji nie pamiętamy, choc w nocy zdarzyły nam sie jakies wpadki. A oprócz tego to uparty jest okropnie, ale to ma akurat po mamusi więc zaskoczona nie jestem. Z innych spraw to staż juz zakończyłam. Udalo mi się teraz podpisać umowę,

Ślifka Podkarpacka

Ostatnio bardzo mało mam czasu na pisanie. Nawał obowiązków w pracy i w domu osiągnął takie apogeum, że chwilami sama już nie wiem czy się za głowę czy za inną cześć ciała łapać. Nie usprawiedliwia to jednak tego, że dopiero teraz piszę Wam o pewnym wyjątkowym wydarzeniu, które miało miejsce :D Mianowicie - odwiedziła mnie moja Blogowa Siostra Emocjonalna Ślifka :D Już od jakiegoś czasu Moja Monia Ślifka wspominała, że zawita na południe naszego kraju, a jak już zawita to chciałaby odwiedzić. W mojej głowie od razu zawirowało milion myśli - że w końcu się zobaczymy, że jak to będzie, że na  pewno będzie dobrze :) a tu klops - w pracy nastąpił swego rodzaju armagedon - pierdyknął system magazynowy i amba zjadła ostatnie pół roku danych. No i kto musiał ratować dupkę Kuby - Magazyniera?? Oczywiście stażystki, no bo jak inaczej. No i tak to wyszło, że już mało brakło, a Monia by mnie nie odwiedziła, bo po prostu nie miałabym dla niej czasu. Jednak ja jak to ja - zamieszałam, potuptałam

Makatki

Nie wiem, czy Wy tez tak macie, ale ja bardzo lubię obserwować świat budzący się bladym świtem do życia... Leniwe mgły snują się po polach, jakby chciały powiedzieć - nam też chce się spać... Niebo zmienia swoje barwy w mgnieniu oka, poddając się urokowi słońca wyłaniającego się zza horyzontu. Ludzie śpieszą do pracy, przeważnie zupełnie nie dostrzegając spektaklu rozgrywającego się na ich oczach. Autobusy na przystankach wypluwają zaspanych pasażerów. Można zobaczyć jak wysiadają, rozglądają się dookoła, jakby chcieli zobaczyć, gdzie tak właściwie są, po czym obierają sobie tylko znany kierunek. Zaczyna się codzienna gonitwa. Młoda mama wysiada szybko z samochodu i z fotelika na tylnym siedzeniu wyłuskuje małą, płaczącą dziewczynkę. Jej (mamy oczywiście) makijaż, fryzura i strój mówią głośno - staram się być idealna w każdym calu. Bierze płaczącą kruszynkę na ręce i przytula mocno. Możemy się domyśleć, że mała nie chce rozstawać się ze swoją idealnie piękną mamą. Ona zaś zmierza sz

Siła rozpędu

Miało być o czym innym, ale tamten post jeszcze chyba trochę poczeka, aż go skończę. Tymczasem doszłam do wniosku, że pewnie ciekawe jesteście jak pozmieniało się nasze życie odkąd poszłam do pracy. Przede wszystkim Kubuś - na początku wstawał razem ze mną i niestety protestował jak umiał najdobitniej, czyli płakał. Teraz jednak już przyzwyczaił się na tyle, że pośpi nawet pół godzinki albo i dłużej jak już pojadę. Zapomniałam dodać, że Kubulińskim opiekują się dziadkowie pod moją nieobecność. Marek pracuje teraz na dwie zmiany, więc do drugi tydzień on przejmuje Młodego do południa, a po południu babcia i dziadek. Harmonogram mamy więc mniej więcej ogarnięty. Dodatkowo babcia wprowadziła na nowo popołudniowe drzemki, dzięki czemu jest trochę spokoju w ciągu dnia ;) Ogólnie to pomysł był słuszny, bo odkąd dni zrobiły się dłuższe i cieplejsze, to Kuba przez to, że nie spał w dzień wieczorem był tak marudny, że nawet kąpiel ciężko było zrealizować, nie mówiąc już o zjedzeniu kolacji. Te

No i mam co chciałam

Już Was dłużej nie trzymam w niepewności... Od poprzedniego czwartku jestem na stażu jako asystentka do spraw księgowości... Tak więc wszyscy oswajamy się z nową sytuacją. Ja z nowymi obowiązkami, ludźmi i ogólnie z faktem, że nie siedzę już w domu. Babcia z tym, że Kubuś teraz pod jej opieką pozostaje przez pewną część dnia, a Kubuś z faktem, że mama rano jedzie zamiast przytulać się ze Skarbem tak długo jak tylko Skarbuś miał ochotę... Także zmian jest dużo, ale to dopiero pierwsze dni, więc liczę, że za jakiś czas okrzepniemy i damy radę. Trzymajcie kciuki :)

Zmiany, zmiany, wielkie zmiany...

Dziewczynki Kochane, zgadujcie jakie to zmiany mnie dopadły :D Propozycja pierwsza - jestem w ciąży?? Propozycja druga - będą bliźniaki?? Propozycja trzecia - znalazłam pracę?? Propozycja czwarta - wygraliśmy w Radio Zet sporą sumkę i aż kręci się nam od niej w głowie?? Na Wasze typy czekam do niedzieli, wtedy też napiszę, które z powyższych jest prawdą :) Powodzenia :)

Jak piłeczka

Siadam i zaczynam pisać. Słowa jakoś tak nie pasują do siebie jedne obok drugich. Kasuję po raz kolejny. Nie to, że nic się nie dzieje, po prostu wena poszła się paść na zielonej łące i za cholerę nie wie kiedy wrócić...  Urodziny Młodego zleciały nie wiem kiedy. Mam w domu sprytnego dwulatka, który uwielbia zwiedzać szafki i przytulać się do mamy. Cudny jest, tylko nadal w nocy chochliki podmieniają mi dziecko na nieśpiącego marudka. Rano oddają cudnego śmieszka, który w swoim własnym języku opowiada mi o tym, że śnił mu się "maaa" (kot) i robił "am mniam" (no jadł coś) i tym podobne...  Święta też zleciały, gości jak zwykle tyle, że w domu ciężko się zmieścić ale atmosfera miła i fajnie nam czas minął. Siostrzeniec Męża się zaręczył, sąsiadka moja Monia też. No i Iwonka też w końcu. Wiosna normalnie.  Tymczasem szukam pracy... Dziś miałam kolejną rozmowę, tym razem w sprawie stażu. Jeszcze nie zdążyłam dobrze wejść i już widziałam, że nic z tego. Szkoda był

Fejsbukowo

Miało być o czym innym, zwłaszcza, że Kobieta Na Szpilkach się upomniała, że mało mnie w blogosferze i ma rację - czas się poprawić. Zastanawiam się, czy któraś z Was miała taką sytuację na fb, jak ta przedstawiona poniżej. Dwa dni temu dostałam zaproszenie do grona znajomych od niejakiej Agniesi Małysa, więc mojej imienniczki. Domyślając się jaka jest motywacja i cel tej osóbki, od razu usunęłam zaproszenie. Jednak niektórzy ludzie nie umieją odczytywać jasnych i czytelnych sygnałów. Dziś znów otrzymałam zaproszenie do grona znajomych od tejże osóbki. Oto jak wyglądała nasza konwersacja: Agniesia: Czesc miło by było Cię miec w moich znajomych bo masz tak samo na imie i nazwisko jak ja.Pozdrawiam. Ja: Znamy się, że wysyłasz mi zaproszenie do znajomych?? Dziękuję, ale ja się w takie imprezy nie bawię, nie wysyłaj mi więcej zaproszeń. Agniesia: Jak napisałam wyżej chciałabym Cię poznać bo masz tak samo na imię i nazwisko jak ja, ale widać nie da się. Szkoda, bo ciekawiło m

Skarb

Kuba ostatnio bardzo kiepsko śpi w nocy. Średnio od 2 zaczyna się: Mamo Puuu (mamo pić), Mamo Ciuch (mamo zaśpiewaj "Jedzie pociąg z daleka"), Mamo Aaaaaa (mamo zaśpiewaj coś), Mamo Hau GuGu (mamo szczeka pies i go krzyczę, żeby nie szczekał), Tatooooo (tego nie muszę tłumaczyć). Ostatnio jednak tuląc moje nieśpiące dziecko w środku nocy, dotarło do mnie, że inna mama już nie utuli swojego synka... Wszystkie nerwy ze mnie opadły, jeszcze mocniej przytuliłam Bunia do siebie, ciesząc się, że jest taki cieplutki, że zdrowy, że powoli jednak zasypia, że jest. Mój Skarb.

Prawda, jak oliwa...

Przyznam szczerze, że podeszłam do tej zabawy bardziej jak psycholog. Jako kłamstwo podałam fakt, w który bardzo łatwo uwierzyć... I udało się :D Jedynie Ślifka domyśliła się już po fakcie co i jak. Ale od początku. 1. PRAWDA. Rzeczywiście wylałam sobie wrzącą herbatę na nogi. Na szczęście w pobliżu byli rodzice, szybko zdjęli mi z nóg piżamę. Brat sam zaniósł mnie na rękach na Ośrodek Zdrowia, który był od naszego domu jakieś 50 metrów. Lekarz rzeczywiście spojrzał na bąble pokrywające moje nogi i wróżył długie kiecki do końca życia. Na dodatek wszystkiego nauczyciel od wf-u jakoś nie wierzył, żeby aż tak bolało i krzywił się, że nie ganiam po boisku z tymi bandażami. zostały mi ciemniejsze plamy w pachwinach i przy stawach kolanowych, które naprawdę zniknęły... I nie jest to ściema. Po oparzeniu nie mam teraz żadnego śladu, co dla wszystkich jest nieprawdopodobne. 2. PRAWDA. Oj tak. Grzeczna to ja nie byłam. Paliłam i piłam, a wszystko to w doborowym towarzystwie. Teraz kied

Kłamczucha to me drugie imię

Ślifka moja ukochana Siostra Emocjonalna niejako wymusiła na mnie, abym uraczyła Was soczystym stekiem kłamstw, przyprawionym oczywiście szczyptą prawdziwych faktów z mej, jakże bogatej przeszłości. Idąc więc za ciosem postanowiłam Was okłamać, ale nie tak znowu bardzo :) tak tylko troszeczkę :D Ciekawa jestem, co wg Was będzie nieprawdą :) No to do dzieła: 1. Kiedy byłam mała, chodziłam wtedy może do 4 klasy, wylałam sobie na nogi wrzątek - świeżo zalaną herbatę. Efekt był taki że skóra zeszła mi z nóg od pachwin aż po kolana. Lekarz, który mnie opatrywał powiedział - ty już krótkiej sukienki nie założysz. Przez kilka tygodni chodziłam w opatrunkach. Na super drogie maści przepisane przez lekarza nie mieliśmy pieniędzy, co doskonale rozumiałam, nie rozumiałam jednak konsekwencji tego... Blizny były duże, na szczęście jednak jakimś cudem zniknęły. Nie od razu, ale nie ma po nich teraz niemal żadnego śladu. Chyba jestem szczęściarą. 2. W czasie studiów z moimi Kofanymi często z

O kolędzie słów kilka

Będzie krótko. Jak byłam mała i po kolędzie przychodził proboszcz to było tak jakoś oficjalnie i w ogólnie sztywno, albo po prostu poważnie. Ale proboszcza naszego lubię do dziś. Po prostu z natury jest taki surowy i tyle, ale serce ma dla ludzi. Jak przychodził któryś wikary, to bywało ciekawie, nawet i wesoło, a na pewno jakoś tak luźniej. Teraz kiedy mieszkam tu gdzie mieszkam wizyta wygląda tak. Jak przychodzi proboszcz to po prostu nie wie o czym rozmawiać z prostym ludem. Trzy lata temu po chwili ciszy było - No w zeszłym roku to w Alpach na nartach byłem... A my cisza, bo Alpy to my sobie możemy na Discovery pooglądać co najwyżej. Potem dwa lata był wikary, więc ok. Normalna wizyta, sympatyczny ksiądz, wszystko spokojnie. A w tym roku znów gościliśmy proboszcza. Pierwsze jego zdanie po zakończonej modlitwie było - O kostkę zrobiliście... No, nie pojechaliśmy w Alpy, tylko zlikwidowaliśmy bajoro we wjeździe. Albo rybka albo akwarium.  Proboszcz następnie przejrzał "akta

Fitness czyli orka na ugorze...

Zacznijmy od narzekania. Oj duuuupa mi urosła. Oj fałdy na brzuchu się zrobiły, oj tyłek pokrył się kraterami celulitu. Odkąd Kuby nie karmię, to co szło w cycki poszło w fałdki i wałeczki. A wiadomo, jak wałeczki to i górki i dolinki też się pojawiają na czterech literach i udach również. No i co z tego?? Aaaaaa, już Wam mówię. We wrześniu kupiłam sobie sukienkę na wesele i myślałam iść w niej na sylwestra. No i co?? Sukienka za mała się zrobiła oczywiście. Porażka totalna. Nie pomogło pilnowanie jedzenia (żreć mniej i mniej kalorycznie). Nawet w Święta się pilnowałam i guzik to dało. Parę dni temu sąsiadka moja Monia pyta - jesteś chętna na fitness w piątek?? Ba, pytanie. Jasne, że tak. A to, że rękami i nogami nie machałam od czasów liceum (naście lat już prawie temu), to szczegół taki mały malutki. Wiedziałam, że będzie "bolało". No i mam co chciałam. Po 15 minutach machania wydawało mi się, że macham tymi kończynami już całe wieki, po 30 minutach nie miałam już siły ma

"Życie jest lżejsze, gdy mamy obok siebie kochającą rodzinę"

Takie hasło widnieje na kalendarzu, który dla naszej rodziny przygotowała jedna z sióstr Marka. Ozdobione zdjęciami członków rodziny, z zaznaczonymi urodzinami, imieninami i innymi ważnymi datami cudo wisi na ścianie i przypomina mi o tym, jak ważne jest to, że mamy siebie nawzajem. Ostatnie dwa tygodnie były bardzo intensywne, nic więc dziwnego, że wena do pisania zeszła na dalszy plan. Ale tak naprawdę działo się tyle, że notkę mogłabym pisać niemal codziennie. Przed Świętami wiadomo, pracy co nie miara, ale jakoś tak wszystko udało nam się ogarnąć sprawnie. Do tego Młody naprawdę pomagał, zajmując się po prostu sam sobą - bawił się klockami, brumami i tylko co jakiś czas przychodził się poprzytulać, taki ma teraz etap. Straszny "mamincycuś" się z niego zrobił. Wigilię spędziliśmy jak zwykle, czyli z rodzicami Marka. Kubuś tym razem nie bardzo chciał siedzieć spokojnie, ale po ekspresowym rozpakowaniu prezentu spod choinki - niewielkiej koparki z dużą łychą, nazwanej