O kolędzie słów kilka

Będzie krótko. Jak byłam mała i po kolędzie przychodził proboszcz to było tak jakoś oficjalnie i w ogólnie sztywno, albo po prostu poważnie. Ale proboszcza naszego lubię do dziś. Po prostu z natury jest taki surowy i tyle, ale serce ma dla ludzi. Jak przychodził któryś wikary, to bywało ciekawie, nawet i wesoło, a na pewno jakoś tak luźniej.
Teraz kiedy mieszkam tu gdzie mieszkam wizyta wygląda tak. Jak przychodzi proboszcz to po prostu nie wie o czym rozmawiać z prostym ludem. Trzy lata temu po chwili ciszy było - No w zeszłym roku to w Alpach na nartach byłem... A my cisza, bo Alpy to my sobie możemy na Discovery pooglądać co najwyżej. Potem dwa lata był wikary, więc ok. Normalna wizyta, sympatyczny ksiądz, wszystko spokojnie. A w tym roku znów gościliśmy proboszcza. Pierwsze jego zdanie po zakończonej modlitwie było - O kostkę zrobiliście... No, nie pojechaliśmy w Alpy, tylko zlikwidowaliśmy bajoro we wjeździe. Albo rybka albo akwarium. 
Proboszcz następnie przejrzał "akta" i zwrócił się do dziadków - O, na emeryturze jesteście, to pieniążków macie dużo...
I na tym zakończę, bo inaczej mogłabym się nie pohamować i byłaby tu litania albo inne przydługawe coś na temat znaczenia zwykłego parafianina przez pryzmat wkładu finansowego wnoszonego przez niego albo i nie, na rzecz inwestycji przewidzianych w danym okresie przez księdza proboszcza, w odniesieniu do oczekiwań jego, a nie zasobności portfela tego pierwszego.
P.S. Za otwarcie bramy wjazdowej na cmentarz, który jest własnością Parafii czyli każdego wierzącego i praktykującego, a nie prywatną własnością proboszcza, księżulo nasz kasuje minimum 50 zł. Nieważne, czy chcesz wjechać, żeby coś naprawić, bo ci się pomnik zepsuł i płytę ważącą 300 kg trzeba dostarczyć, czy też cokolwiek innego. Jak nie masz kasy, to nieś na plecach, może się w małej bramce zmieścisz. A to, że na taką kwotę musisz pracować niemal cały dzień, to tylko szczegół. 
I koniec. Bo mi się ciśnienie podniosło.

Komentarze

  1. Co parafia, to ksiądz.
    Co ksiądz, to inny człowiek.
    Się nóż czasem otwiera.
    Ja o Naszym pisałam, pieniędzy nie woła. Co po kolędzie zbierze, to ma. No i Męża mego w podstawówce uczył.

    OdpowiedzUsuń
  2. no to faktycznie macie księdza że tak powiem ''pijawkę'' u nas w tym roku był spokój ale dlatego ze chodził młody ksiądz co sam o sobie mówi ze jest szybki bo szybko kazanie mówi, szybko kolędę obchodzi ma swój motor i jeździ taki luzak co starsze panie mówią ze ''to satan'' a jak siąga kask to ''Szczęść Boże'' Waszego nie zazdroszczę i podziwiam za wstrzymanie nerwów w jego obecności:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasza kolęda trwała 5min i to razem z modlitwą i odśpiewaniem kolędy ;-) Był wikary, więc było ok, bo proboszcza naszego nie lubię- taki sam pazerny jak Wasz. Porażka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasz na szczęście nie jest pazerny...
    Ale Ciebie, Aguś, to ja szczerze podziwiam, że nie wybuchnęłaś - mnie by chyba nic nie powstrzymało :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz