Proza życia

Na samym początku ciąży moje niedowierzanie brało się między innymi z faktu, że nie dokuczały mi żadne typowe objawy. Ostatnio jednak co rano, zamykam lodówkę zanim jeszcze ją na dobre otworzę i czym prędzej uciekam. Nie wymiotuję, ale i tak do godziny 10 wszystko jest ble, nawet moja ukochana kawa zbożowa. W poniedziałek zaś, rano wprawdzie było dobrze, za to jak wróciłam do domu i chciałam zjeść obiad musiałam skapitulować. Kilka kęsów i ewakuacja z kuchni. Najśmieszniejsze jest jednak to, że kiedy już przechodzą mi mdłości dopada mnie głód. W ten sposób od godziny 11 do 17 burczy mi w brzuchu, nawet jeśli co chwilę coś przegryzam. Zaczęłam jeść więcej owoców - codziennie jakiś banan albo brzoskwinie, nektarynki - to co mi akurat wpadnie w oko.
W pracy niestety wcale nie jest tak jak sobie wymyśliłam. Oczywiście na podstawie zeszłorocznych doświadczeń doskonale wiem co oznacza "sezon". Myślałam - nie będę dźwigać i będzie wszystko dobrze. Zapomniałam jednak o całych dniach na nogach bez najmniejszej chwili, żeby sobie zwyczajnie klapnąć na tyłek i odpocząć, braku czasu na jakikolwiek posiłek, nerwach bo albo czegoś brakuje, albo klient trafi się ćwierćinteligentny. Nie wspominając o moim ulubionym koledze, który sam w sobie stanowi źródło stresu. Wszystko to powoduje, że mam coraz większe wątpliwości czy na pewno dam radę. Szefowi jeszcze nie mówiłam o swoim stanie, chcę poczekać do trzeciego miesiąca. Wiem jednak, że najbliższe tygodnie będą bardzo ciężkie, a najważniejsze dla mnie, to nie wyrządzić krzywdy Maleństwu. I dlatego, kiedy moja siostra, która pracuje niedaleko widzi jak śmigam i mówi - usiądź sobie trochę, odpocznij - uświadamiam sobie, że może nie dbam o siebie wystarczająco, że wcale nie umiem zwolnić, co też stanowi pewien problem. Codziennie obiecuję sobie, że będę bardziej olewczo podchodzić do pewnych rzeczy w pracy, ale nie jest to takie proste. I dlatego codziennie obiecuję to sobie coraz bardziej. Migam się od cięższych rzeczy, siadam na tyłku jak tylko jest okazja i jak tylko mam czas to coś zajadam, jeśli jestem głodna. I cały czas muszę sobie powtarzać - nie jesteś sama, musisz o siebie dbać.

Komentarze

  1. Dzień dobry ;)

    To blog jest już zahasłowany czy jeszcze nie? :D

    P.S. widzę, że Ślifka Cię przekabaciła na drugą stronę lustra :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! O! I jak zwykle wszystko na mnie :P

      Dzień dobry, Aatami :D
      Tak się składa, że nie musiałam naszej serdecznej koleżanki 'przekabacać', bo to był Jej pomysł i Jej decyzja :P Ja Jej tylko pomogłam 'się odnaleźć' w zakamarkach blogspotu hihihi :)

      Prawda, Jagnisiu? :))

      Usuń
    2. Atamku Kochany, toż to czarownica jak się patrzy, kto wie jak długo odczyniała nade mną swoje wudu :D ale jej tego nie mów, bo ona ma wrażliwe serce :D blog jeszcze nie zahasłowany ale przyjdzie i na to pora :)

      Usuń
    3. Moniś - Ty jedna wiesz, że to była tylko moja decyzja. A to że mnie onet wkurzał to już swoją drogą ;) i nie słucha tego Atamka p on sie na niczym nie zna jak to facet ;) hihi

      Usuń
  2. Dbaj o siebie koniecznie! Szkoda, że my - XXI wieczne kobiety pracujące - nie możemy, w niektórych momentach naszego życia, po prostu egzystować, pachnieć i oddawać się byciu kobietą :-) Jesteś bardzo dzielna :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, ja bym już chyba nie umiała tak leżeć i pachnieć, czułam bym się jak ostatni nierób i pasożyt. Ale z drugiej strony zastanawiam się czy to nie "dzielność" a głupota tak przypadkiem. Bo zamiast przejmować się pracą powinnam myśleć przede wszystkim o sobie i Dzieciątku.

      Usuń

Prześlij komentarz