Po prostu

Piszę, bo i tak nie mogę zasnąć. Marek śpi w sąsiednim pokoju, a ja przez otwarte drzwi go pilnuję. I tak nie chce mi się spać, chociaż jest środek nocy i właśnie wróciliśmy z wesela. Impreza ogólnie była super. Ślub jak z bajki, Młodzi piękni, zakochani i pełni wiary w dobrą wspólną przyszłość, kazanie mądre, podczas którego Marek mocno trzymał mnie za rękę, Ave Maryja odśpiewane tak, że aż ciarki przechodziły po plecach. Wesele również pierwsza klasa - piękna sala, w ogóle cały lokal w pełni zasługujący na nazwę - Pałac Królewski, zespół grający świetnie, pyszne jedzenie. Jest tylko jedna rzecz w całej tej historii, która psuje efekt końcowy - alkohol.
Zanim się wyżalę muszę zaznaczyć jedną rzecz. Opisana sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy, a przynajmniej ja byłam świadkiem podobnej sytuacji pierwszy raz odkąd jestem z Markiem, czyli liczymy tu sześć lat. Jeśli kiedykolwiek zdarzyło mu się nadużyć alkoholu w mojej obecności to po pierwsze  zawsze kiedy mówiłam "koniec" to rzeczywiście był to koniec picia na ten wieczór a rano podziękowanie, że w porę go przystopowałam, bo kac i tak jest wystarczająco straszny. Po drugie - zawsze był w stanie sam dotrzeć do domu, nawet jeśli liczymy tu "tylko" samodzielne zapakowanie się a potem wypakowanie z samochodu. Nigdy nie było urwanego filmu ani wymiotowania w miejscu, gdzie akurat nas matka natura zaskoczyła. Ogólnie nawet jeśli zdarzyło mu się od wielkiego dzwonu przesadzić z alkoholem - bo komu z nas nie zdarzyło się to nigdy, niech od razu w myślach odsyłając nas do piekła daruje sobie komentarz - to zawsze było to w pewien sposób pod kontrolą, bez utraty panowania nad sobą i innych rzeczy o których wstyd mówić. Poza tym Marek nigdy nie mógł dużo wypić, więc czasem głowa boli go na drugi dzień dosłownie po dwóch piwach. 
Dzisiejsza impreza zaczęła się niewinnie, nawet starosta się śmiał, że chyba przy naszym stoliku nikt nie pije, bo idzie nam najmniej wódki. Potem jednak przyplątali się dwaj kuzyni i nieco podgonili kolejki, do tego stopnia, że zaczęły się przyśpiewki - "A starosta nie w lesie, niech pół litra przyniesie, hej!" Powoli zaczynałam Marka stopować, bo tempo było dość duże. I nie myślcie sobie, że jestem jakimś tyranem - nie robię scen, po prostu mówię - może zrobisz sobie na razie przerwę, pójdziemy się gdzieś przejść, a ty chwilę odpoczniesz. Tym razem nic nie skutkowało. Potem jeszcze przyplątał się jakiś nowy "kolega" i wtedy już praktycznie było po wszystkim. Gdyby nie pomoc kuzyna, nie byłabym w stanie sama wyprowadzić Marka na zewnątrz. Zatargaliśmy go do samochodu, ale strach było go zostawiać, bo wiedziałam, że pośpi jakieś pół godziny i zwymiotuje. Ubrana w żakiet, płaszcz i marynarkę kuzyna pilnowałam go w tym samochodzie prawie godzinę (było strasznie zimno), ale i tak nie upilnowałam. Zarzygał samochód, spodnie i nie wiem co jeszcze. Jedną ręką trzymałam jego głowę, bo sam nie był w stanie, a drugą trzymałam się samochodu, bo mnie samą od tego darło na wymioty. Porażka. W końcu, kiedy już było po wszystkim wiedziałam, że mogę spróbować jechać do domu. Zapakowałam go z powrotem do samochodu - znaczy wystającą część - tę zarzyganą, wsadziłam torbę między nogi, tak żeby w razie "w" złapać kolejny ładunek i poszłam pożegnać się z Młodymi. Wstyd mi było jak nie wiem co, ale nie umiałam wyjść tak bez słowa podziękowania, bo impreza naprawdę była super. Do domu mieliśmy jakieś 50 km, a do tego mgła była tak gęsta, że miejscami jechałam 30 km/h a i tak ledwo widziałam drogę przed sobą. Dojechaliśmy w końcu szczęśliwie, ale w tym miejscu pojawił się kolejny problem. Marek dalej był w takim stanie, że nie mógł sam dojść do domu, a ja nawet nie brałam się za targanie go, pamiętając o tym Maluszku w moim brzuchu, o którego muszę dbać w pierwszej kolejności. W końcu dałam za wygraną i poszłam obudzić tatę Marka, żeby mi pomógł. Teraz mój małżonek leży w sąsiednim pokoju na kanapie, w miarę rozebrany, z miską podstawioną pod samą głowę, a ja z jednej strony strasznie martwię się o niego, a z drugiej jestem wściekła jak diabli. Pal licho wszystko inne, ale jak on mógł się tak załatwić - taki się czuje odpowiedzialny i gotowy do roli tatusia, a nie był w stanie pomyśleć, że jeśli się napruje jak bela, to ja będąc w piątym miesiącu ciąży na pewno z radością zawlokę go do samochodu, bo wcale nie jest ciężki i jeszcze mnie to wszystko nie zestresuje i w ogóle. Tyle gadania - dbaj o siebie, bo musisz dbać o Dzidzię, a sam w ciągu jednego wieczoru pokazał, jak on umie zadbać o Nas.
Możecie sobie myśleć co chcecie - ja mam taki mętlik w głowie, że szkoda gadać. Siedzę teraz i go pilnuję, gdyby znów zaczął wymiotować i martwię się jak cholera o niego, ale jutro jak już dojdzie na tyle do siebie, żeby cokolwiek zrozumieć nie urządzę mu jesieni średniowiecza - to ma już zagwarantowane u swojej mamusi. Pierwszy raz w życiu zamierzam przestać się do niego odzywać - tzw obraz bez dźwięku. Może pierwsze w karierze ciche dni w pełni wyrażą mój gniew i to jak bardzo się na nim zawiodłam. Tak naprawdę już nawet zła nie jestem, tylko wypompowana i zrezygnowana... Nie chce mi się w ogóle myśleć...

Dopisek: Macie racje dziewczyny, że każdemu może się to zdarzyć i mam nadzieję, że mój małżonek "zapamięta" to zdarzenie na bardzo bardzo długo. Prawdą jest też, że ja nie umiem się na niego złościć, więc jak przyszedł rano świadom tego, że urwał mu się film, nieświadom jednak tego co przez niego przeszłam przepraszał bardzo i wiem, że szczerze, złość przeszła mi już zupełnie. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała oglądać go w takim stanie. Teraz śpi w naszej sypialni a jak się obudzi czeka go mycie tapicerki w samochodzie, bo ja na samą myśl odczuwam ... ogromny dyskomfort żołądkowy. Tymczasem zajęłam się garniturem, który nie jest w zbyt dobrym stanie - odzwierciedla po prostu zdarzenia minionego wieczoru. Mało spałam ale jak trochę odpocznę, popołudniu pojadę na urodziny do mojej chrześnicy, bo już od dawna mnie pyta - ciociu kiedy przyjedziesz. Jeśli Marek nie da rady to pojadę sama - skoro wczoraj dałam radę wrócić w tej mgle, to do moich rodziców dojadę dzisiaj spokojnie. Trzymajcie się Dziewczyny.

Komentarze

  1. ma nauczkę, mam nadzieję, że zapamięta to do końca życia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach Kochana, widzę, że każdy Małżonek musi kiedyś odstawić taki numer :-) Ja z moim ślubnym pierwszy, i póki co ostatni, przebój miałam po trzech latach razem. Tak, jak piszesz, wcześniej były wesela, imprezy i zawsze pełne zrozumienie :-) Aż tu nagle nadeszły 50 urodziny mojego ojca, zorganizowane jedynie dla męskiego towarzystwa, z orkiestrą (!) i dużą ilością whisky. Jak pojechałyśmy z mamą porozwozić towarzystwo do domu i weszłyśmy do miejsca imprezy, jak zobaczyłam tego mojego chłopa, jego mętny wzrok i wygniecioną koszulę, to... Później nie było co prawda tragicznie, ale do dziś jest to nasze najgorsze wspomnienie :-)Dodam tylko, że mój mąż był tam najmłodszym gościem, świeżo upieczonym zięciem jubilata, więc podobno to się samo przez się rozumie, że każdy chciał się z nim napić :-D
    Jestem pewna, że Marek wszystko sam zrozumie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wydaje mi się, że już do niego dotarło, dosyć boleśnie czyli za pośrednictwem Pana Kaca, który trzyma go do tej pory. Oby nigdy więcej

      Usuń
  3. Naprawdę nigdy wcześniej nie mieliscie cichych dni??? :O Przez 6 lat??? :O Szok... Ale to znaczy, ze jestescie naprawde dobraną parą :* Mysle, ze Marek szybko zrozumie swój błąd...
    My rok temu urządzaliśmy pokój mojemu bratu, Seben zrobił mu meble i pojechalismy je montowac. Dawid oczywiscie w ramach wdzięczności biegał co i rusz po piwko, w efekcie czego S. nie był w stanie nie tylko dokończyć tego co zaczął, ale również nie dał rady o własnych siłach wejść do auta...W domu najpierw sie troche przespał, a potem jak juz udało mu się wstac, to klęczał przede mną, obejmując moje nogi i zawodził: Ale ja Cie tak koooochaaam, wyyyybacz mi... wiem,ze jestem głupi, ale naprawde Cie kocham... :DDD A ja miałam z niego polewke, ale nie dalam tego po sobie poznac :P Fakt faktem, ze od tamtej pory nie zdarzył mu się taki 'urwany film' ;)
    Bedzie dobrze, Kochana :** Przytulam mocno :** A jak bedziesz chciala pogadac to wiesz co robic ;)) Mimo wszystko - udanej niedzieli :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tym razem też nie było cichych dni.... Ale to zdecydowanie lepiej, że od razu sobie wszystko wyjaśniliśmy. Ale z tym klęczeniem przede mną to kuszący pomysł...

      Właśnie zobaczył, że klepię w laptoka i mówi - mam tylko nadzieję, że nie opisujesz mojego wyczynu - a ja mu na to - za późno... :P nie ma tak lekko :P

      Usuń
  4. Facet jak facet zawsze jak go najbardziej trzeba to pokazuje jaki jest miękki. mój maż też raz mnie tak załatwił i też byłam w ciąży, nasza cicha msza trwała 4 dni, ja bym wytrzymała dłużej ale darowałam już. postraszyłam,pokrzyczałam i jakoś poszło. nauczka nauczyła na długo. Dobrze że już masz to za sobą :) trzymaj się mamuśka!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mój obiecuje że już nigdy więcej... zobaczymy. Nie chciałabym tego przeżywać ponownie, ale Wasze przykłady pokazują, że męski ród tak po prostu ma i tyle;p

      Usuń

Prześlij komentarz