Życie...

Nie wiem jak u Was wygląda świat za oknem, ale u mnie od dwóch dni nic nie widać - taka mgła. Rano jadę do pracy tak jakbym się jeszcze nie obudziła - wszystko jest totalnie niewyraźne, włącznie ze mną. Wieczorem wracam jakby tunelem - tylko ja, droga, auto i wgapianie się w przednią szybę, żeby zobaczyć cokolwiek przed sobą. Przez tą pogodę każdego ranka toczę walkę ze sobą, żeby w ogóle wstać, a w pracy dopiero około 14 zaczynam funkcjonować jak człowiek, a nie jak nawiedzone zombie ;) Dlatego weekend przywitałam z ulgą. Jutro mam w planie posprzątać, nadrobić prasowanie, upiec serniczka i zrobić gołąbki tak, żeby obiad był na dwa dni. Dzięki temu całą niedzielę będę mogła przeleniuchować totalnie, tak jak to mam ostatnio w zwyczaju:)
Tydzień temu byłam w odwiedzinach u Grażynki. We wrześniu urodziła ślicznego synka, ale wcześniej nie mogliśmy się wybrać, bo źle się czuła i dopiero teraz trochę doszła do siebie. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego co przeszła przez ostatnie miesiące, zanim Dawidek pojawił się na świecie. Podziwiam ją, ale też wiem, że to silna kobieta. Spędziliśmy naprawdę super wieczór w nieco większym gronie, niż to się początkowo zapowiadało. Okazało się, że jedna z naszych znajomych również spodziewa się dziecka :D a przedwczoraj moja Kofana Agusia napisała mi wiadomość, że ona również Rośnie :D nawet nie wiecie jak cieszą mnie takie dobre wiadomości. 
Jednak ostatnio nieodmiennie moim największym powodem do radości są kopniaczki Dzidziusia. Era gilania skończyła się bezpowrotnie, za to nadszedł czas mocniejszego zaczepiania. Nieraz wieczorem nie mogę przez to zasnąć, ale zamiast się niecierpliwić leżę, trzymam dłonie na brzuchu i chłonę każdy ruch Maleństwa jaki udaje mi się wyczuć. I zagaduję Go jak nikt inny mnie nie słyszy, ale to co mówię, to Nasza słodka tajemnica. Jak mnie najdzie wena, to może wkleję Wam zdjęcie moje z brzuszkiem :)
Przez tą jesień, ten spokój i melancholię czas zdaje się przesączać przez palce. Niby płynie, a chwilami jakby stał w miejscu. A w tym wszystkim tkwię w błogim zawieszeniu ja - szczęśliwa jak nigdy dotąd. 

Komentarze

  1. I tak ma być, Kochana :* Z tym szczęściem i w ogóle :)

    Wiesz, ta notka uświadomiła mi jak wielki talent masz do pisania i tak jak Ci mówiłam sto lat temu, jak jeszcze się tak dobrze nie znałyśmy, tak teraz też to powtórzę - chciałabym przeczytać kiedyś Twoją książkę, serio :*** Pomyślisz o tym? :))

    P.S. Fotę z brzusiem dawaj, dawaj pręciutko ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia, wiesz jak to u mnie z fociami :P zanim się zbiorę to trochę wody upłynie :P

      Usuń
  2. Aguś, cudnie opisujesz te ostatnie swoje doświadczenia. Aż normalnie mi się też tak nostalgicznie (acz radośnie!) zrobiło... Ale jeszcze nie aż tak bardzo :-) Buziaki dla Was :-*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz