Spotkanie

Poranek. Szarówka jeszcze na ulicach, ludzie śpieszą do pracy. Ja też do pracy, choć bez pośpiechu. W słuchawkach Igor Herbut śpiewa mi pięknym głosem, żebym spojrzała w niebo, choćby na 5 minut... Zamiast w niebo spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Jego - znaczy braciszka mojego najmłodszego.
Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam tak bliskie spotkanie trzeciego stopnia - będzie kilka lat chyba. Przystanęłam więc, żeby porozmawiać, nadrobić czas... No i nadrobiłam - usłyszałam, że mam "nie swój kolor włosów, tylko paskudny, fe, okropny rudy. A rude jest fałszywe i wredne. Uśmiechnęłam się tylko, popytałam jak się ma pozostała część rodziny jego, czyli małżonka szanowna. Usłyszałam, że na ten temat uzgodnił z żoną swą, że nie będzie rozmawiał. Ok, jak sobie chcesz. Zapytać źle, nie zapytać też... Pomyślałam sobie, że ogólnie takie perełki i miłe rzeczy słyszę za każdym razem, kiedy jakimś cudem spotykamy się na ulicy. Że przytyłam, że zbrzydłam, że on myślał że ja jakąś socjologię albo inną pedagogikę skończyłam a nie księgowość... I wiecie co - dobrze, że go tak rzadko widuję. Zdrowsza jestem, spokojniejsza, nieświadoma swojej niedoskonałości i niedociągnięć swoich. I tylko w sercu taki mały smutek, bo wiem, że On szczęśliwym człowiekiem nie jest...

Komentarze

  1. Najlepszą obroną jest atak on pewnie to sobie wziął za cel i dlatego tak się zachowuje. Przykre niestety 😞

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz